zbiera datki: żebrak: 7: inaczej gdy się drzewo obali, każdy wióry zbiera (synonimy do gdy się drzewo obali, każdy wióry zbiera) jak się drzewo powali, każdy je rąbie i pali: 47: inaczej kto sieje wiatr, ten zbiera burzę (synonimy do kto sieje wiatr, ten zbiera burzę) kto wiatr sieje, zbiera burzę: 30: zbiera etykiety: filumenista Zrozumienie o co chodzi w wojnie domowej toczącej Syrię od 2011 roku wymaga zjedzenia przez przeciętnego, średnio wykształconego człowieka przysłowiowej beczki soli. Czemu jest to aż tak trudne? Winowajcą jest medialny kociokwik. Krańcowo sprzeczne komentarze medialne, zależne od "linii" danego medium – proamerykańskiej bądź prorosyjskiej – kompletnie skołowały światową opinię publiczną. Zdecydowanie przeważa linia proamerykańska, według której prezydent Baszar al-Asad to zły duch tego regionu świata, krwawy dyktator, wręcz ludobójca. Gwoli przypomnienia: dokładnie tak samo określano w pierwszej dekadzie nowego tysiąclecia Saddama Husajna (Irak), Muammara Kadafiego (Libia) i Hosni Mubaraka (Egipt). Syria uzyskała niepodległość w 1946 roku. Ustrój parlamentarny trwał tylko trzy lata i został obalony w wyniku puczu płk Husni az-Zaima. Był to pierwszy w świecie arabskim wojskowy zamach stanu. Przygotowały go, uwaga! – ambasada USA i Centralna Agencja Wywiadowcza (CIA). Pan pułkownik Husni porządził tylko kilka miesięcy i został obalony przez Samiego al-Hinmawiego, którego wkrótce obalił Adib asz-Sziszakli. Sporo tego, jak na Bliski Wschód. Od 1970 r. Syrią przez 30 lat rządził prorosyjski Hafiz al-Asad. Rządził w sposób dyktatorski, twardą ręką, ale dzięki temu w kraju panował względny spokój. W marcu 1980 r. zapowiedział surową rozprawę z rodzącym się fundamentalizmem islamskim, co zaburzyło trwającą dekadę stabilizację. W tych latach w Syrii zaczęły rozwijać się sunnickie organizacje dążące do ustanowienia państwa wyznaniowego, takie jak Stowarzyszenie Braci Muzułmanów, Żołnierze Boga, Młodzież Mahometa, czy Islamski Ruch Wyzwolenia z centrum w Aleppo. Organizacje te uzyskiwały wsparcie finansowe z Arabii Saudyjskiej. W czerwcu 1980 r. islamscy bojownicy przeprowadzili nieudany zamach na Hafiza al-Asada. Odpowiedź prezydenta była natychmiastowa. W więzieniu w Palmyrze dokonano egzekucji 550 osadzonych tam fundamentalistów. Dwa lata później wybuchł bunt w mieście Hama. Bracia Muzułmańscy ogłosili Hamę miastem wyzwolonym i wezwali Syryjczyków do powstania przeciwko „niewiernemu” przywódcy. Ku ich rozczarowaniu, syryjskie społeczeństwo nie poparło buntu. W odwecie miasto zostało brutalnie spacyfikowane, według różnych danych mogło zginąć od 5 do 25 tysięcy osób. W 2000 r. Hafiz zmarł, a władzę po nim objął jego młodszy syn Baszar al-Asad, rządzący Syrią do dzisiaj. Kontynuował politykę ojca, polegającą m. in. na laicyzacji państwa, zwalczaniu islamskiego ekstremizmu i sojuszu z Rosją. Względny spokój trwał do 2011 r., kiedy na fali Arabskiej Wiosny wybuchła w Syrii rewolucja. Do konfliktu, wywołanego przez masowe demonstracje, dołączyły organizacje terrorystyczne oraz bojownicy Hezbollahu. W latach 2014 i 2015 włączyły się nowe strony: ISIS, USA, Rosja i Iran. Od jesieni 2012 r. trwa kontrofensywa sił rządowych, które ostatnio odzyskały kontrolę nad wieloma strategicznymi miastami. To musiało wywołać duży niepokój na Zachodzie, który, podobnie jak w przypadku Libii oraz Iraku, straszy świat posiadaniem i używaniem przez syryjski reżim broni chemicznej, dążąc tym samym do interwencji zbrojnej, obalenia Baszara al-Asada i wprowadzenia w Syrii demokracji. Jak wygląda demokracja wprowadzana przez Zachód na Bliskim Wschodzie, przekonali się na własnej skórze Irakijczycy, Libijczycy i w pewnym stopniu Egipcjanie. Kto pierwszy podpalił lont i doprowadził do wybuchu Arabskiej Wiosny, która kompletnie zdestabilizowała ten region świata? Panowie George „Dablju” Bush i Tony Blair, którzy bezczelnie łgali, że są w posiadaniu niepodważalnych dowodów na istnienie w Iraku broni masowego rażenia. Pamiętam jak Blair kłamał w żywe oczy, zapewniając świat, że ma na to twarde dowody. Jak bardzo były one "twarde", informuje opublikowany w 2016 r. raport, poświęcony udziałowi Wielkiej Brytanii w interwencji zbrojnej NATO w Iraku, przygotowany przez niezależną komisję śledczą pod kierownictwem Johna Chilcota, byłego stałego wiceministra spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii. Raport jest miażdżący tak dla Blaira – łgarza, jak i jego amerykańskiego koleżki Jurka Dablju Busha, zaleczonego alkoholika. Saddam pewnie rządziłby do dzisiaj, gdyby nie miał u siebie ropy naftowej. Kim Dzong Un, zbrodniarz nad zbrodniarze, niepodzielnie rządzi Koreą Płn. i jakoś nie ma na niego bata. Dlaczego w tym kraju żywych trupów nie doszło jeszcze do zbrojnej interwencji NATO, obalenia zbrodniarza i wprowadzenia demokracji? Bo kraj ten – poza milionami głodujących nędzarzy – nie posiada żadnych bogactw naturalnych. Ropa Saddama od lat była solą w oczach szefów koncernów paliwowych ściśle powiązanych z rządami Wielkiej Brytanii i USA. Pod płaszczykiem niesienia demokracji, strącenia z piedestału satrapy i zlikwidowania rzekomego niebezpieczeństwa płynącego z posiadania przez niego broni masowego rażenia – Amerykanie i Anglicy najechali Irak, obracając to bogate państwo w morze ruin i krwi. Pomogli im w tym mamieni obietnicami uczestniczenia w podziale bogatych łupów frajerzy, m. in. wysłani przez polski rząd żołnierze z orzełkami na czapkach. Z obietnic nic nie wyszło. Przepraszam, chyba jednak coś wyszło. My, Polacy, wyszliśmy na irackiej awanturze jak Zabłocki na mydle. Mimo skrupulatnych poszukiwań nie znaleziono w Iraku broni masowego rażenia. Armia iracka poszła w rozsypkę, wyszkoleni oficerowie zostali pozyskani przez terrorystyczne ugrupowania, które rosły w siłę. W pewnym momencie marzenia o przejęciu szybów naftowych prysły niczym mydlana bańka. Trzeba było znaleźć kolejny cel. Padło na także bogatego w ropę Muammara Kadafiego, który, choć dyktator, uczynił z Libii kraj mlekiem i miodem płynący. Było tam tyle pieniędzy, że przemysłu nie budowano własnymi rękami, lecz siłami wynajmowanych do tego celu obcokrajowców. Na libijskie budowy wyjeżdżały tysiące polskich inżynierów, architektów i robotników. Libijska młodzież mogła za darmo kształcić się na paryskiej Sorbonie. Libijskie kobiety mogły pracować w wojsku i w policji. Słowem, nowoczesne, przyjazne dla swoich i obcych islamskie państwo. Zostało ono przez USA oraz ich satelitów zburzone, a sam Muammar brutalnie zamordowany. Potem zaczęło się w Syrii, powstało tam Państwo Islamskie i dzisiaj mamy to, co mamy. Dopóki Irakiem i Libią rządzili żelazną ręką dyktatorzy, panował tam spokój. Bo w tym regionie żelazna dłoń to podstawowy atrybut sprawowania władzy, czego Zachód nie rozumie albo udaje, że nie rozumie. Tamtejszą dzicz da się bowiem utrzymać w ryzach wyłącznie siłą. Dasz trochę luzu oraz demokracji i z miejsca powstaje Państwo Islamskie, nie szanujące niczego i nikogo. Dlatego do prób obalenia Baszara podchodzę z dużą rezerwą. Większość mediów trąbi jakoby prezydent Syrii był w swoim kraju ogólnie znienawidzony, podobnie jak jego ojciec, więc powinien odejść. Nie jest to czysta prawda. Bardzo celną uwagę na ten temat wygłosił ostatnio patriarcha Libanu – kardynał Bechara Rai. Jego zdaniem, wojna w Syrii nadal trwa ze względu na międzynarodowe interesy, dlatego żadna ze stron nie dąży do zakończenia konfliktu. Patriarcha nie przyjmuje tłumaczeń jakoby przedłużająca się wojna miała na celu zaprowadzenie w Syrii demokracji. Przypomina, że już wcześniej tę samą wymówkę zastosowano w Iraku. – Jeśli światowe potęgi chcą demokracji, to najpierw same muszą zacząć wprowadzać ją w życie – spuentował kardynał swoje wystąpienie w Radiu Watykańskim. – Jeśli zaś chcą wiedzieć, jaki los czeka Baszara al-Asada, powinny wysłuchać Syryjczyków i zobaczyć czego oni sami chcą. Święte słowa, księże kardynale. Wszak to, że nie wszyscy Syryjczycy uważają Baszara al-Asada za śmiertelnego wroga, potwierdza choćby ich wstrzemięźliwość podczas islamskiego buntu w mieście Hama, kiedy nie poparli fundamentalistów i stanęli murem za swoim prezydentem. To całe gadanie o demokracji w Syrii, broni chemicznej, zagrożeniu dla wolnego świata jest mgłą i dziadowskim picem. Kiedy słucham sensacyjnych doniesień o zagrożeniach oraz o potrzebie natychmiastowej interwencji zbrojnej, mającej na celu obalenie Baszara, to tak, jakbym cofnął się o kilkanaście lat i słuchał łgarstw Blaira. Kropka w kropkę ta sama retoryka. Rosja twierdzi, że atak chemiczny w mieście Duma był amerykańską prowokacją. Po tym, co stało się kiedyś w Iraku, jestem skłonny uwierzyć w rosyjskie wyjaśnienia, choć Rosjanie są w tym konflikcie tak samo wiarygodni jak Amerykanie i Anglicy. Kluczem do zrozumienia konfliktu w Syrii jest rynek gazu. To przez Syrię miał płynąć do Europy gaz ze wspieranego przez USA emiratu Katar, gdzie żyje najbogatsze społeczeństwo świata. Plany gazociągu powstały w 2009 r., co spowodowało ostrą reakcję Rosji, obawiającej się utraty monopolu przez Gazprom. Do gry włączył się popierany przez Rosję Iran, który posiadał własny plan gazociągu mającego przebiegać przez... Syrię. Finansująca dotychczas operacje zachodnich sojuszników w Syrii Arabia Saudyjska powoli wycofuje się, ponieważ po gwałtownym spadku ceny ropy naftowej w 2014 r. Rijad musiał wydać 200 mld dolarów z rezerwy walutowej na ratowanie własnej gospodarki. Może być ciekawie. Dolary, dolary, ropa, gaz... I tak w koło Macieju. Dzisiejszy świat jest jaki jest. Mocarstwa przede wszystkim dbają o własne interesy. Dla nich interesy narodu syryjskiego zupełnie się nie liczą. Nie wierzmy więc w bałamutne bredzenie polityków przekazywane nam za pośrednictwem usłużnych mediów. kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. quien siembra vientos recoge tempestades · quien siembra vientos, recoge tempestades kto się lubi, ten się czubi. Gdy się kogoś lub coś próbuje podszczypywać i krytykować, to bardzo trzeba uważać, żeby nie narazić się na Radosław Iwański, rzecznik prasowy PFHBiPM, redaktor naczelny „HiCHB”Wystawienie siebie na śmieszność jest gorsze od popełniania błędów. A gdy reżyseruje się przewidywalną grę, w którą wciąga się sfrustrowane osoby, wtedy śmieszność powraca do reżysera ze zdwojoną siłą i przykleja się do tych, którzy są manipulowani. Niestety, stwierdzam z ubolewaniem, że wiele osób dało się wmanipulować w grę, która od blisko trzech miesięcy toczy się na łamach „Tygodnika Poradnika Rolniczego”, konkurencyjnej gazety w stosunku do miesięcznika „Hodowla i Chów Bydła”. Jest oczywiste, że wszelkie kwestie dotyczące naszej organizacji rozstrzygną sami hodowcy, bo to jest ich organizacja, a angażowanie się w to „Tygodnika Poradnika Rolniczego” jest niczym innym jak uporczywym szukaniem taniej sensacji, uciekając się nawet do prowokacji. Przykładem jest nasza debata podczas tegorocznych targów Ferma Bydła pt. „Jak zarządzać produkcją mleka na globalnym ryku mleka”. Po godzinnej dyskusji dziennikarz „Tygodnika Poradnika Rolniczego” miał tylko jedno pytanie, dotyczące prezydenta PFHBiPM Leszka Hądzlika. Czy „Tygodnik Poradnik Rolniczy” rzeczywiście żyje problemami polskich rolników? Dowiedzieć się za to można, kto komu rozkwasił nos. Treści zawarte w „Tygodniku Poradniku Rolniczym” coraz częściej znacząco odbiegają od deklarowanej w nazwie funkcji poradnika dla rolników. Natomiast redaktorzy naczelni do perfekcji opanowali żonglowanie naszymi emocjami i przeciwstawiają osoby z zarządu PFHBiPM wobec siebie. Żadne inne czasopismo w branży rolniczej w Polsce do takich metod się nie ucieka i z populizmem ma niewiele wspólnego. Takich treści nie znajdziemy w „Hoduj z głową”, „Farmerze”, „Agro Profil”, a nawet w wydawanym przez Polskie Wydawnictwo Rolnicze tytule „top agrar Polska”, który od dwóch dekad jest wzorcowym poradnikiem dla rolników. Nasuwa się pytanie, w czym tkwi „fenomen” „Tygodnika Poradnika Rolniczego”. Odpowiedź jest jedna: za wszelką cenę potrzebny jest sukces w postaci wzrastających słupków w sprawozdaniach finansowych. To, że Polskie Wydawnictwo Rolnicze ma dobrą sytuację finansową, wcale nie oznacza, że wydawany przez nie „Tygodnik Poradnik Rolniczy” przynosi dochody, może to być zasługą innych tytułów, chociażby „top agrar Polska”. Czy uprawianie populizmu w celu zdobycia czytelników się opłaca, czy też lepsze efekty daje przekazywanie rolnikom rzetelnej wiedzy, pomocnej w prowadzeniu gospodarstw i hodowli? Redaktorzy naczelni „Tygodnika Poradnika Rolniczego”, szkalując dobrą markę PFHBiPM w stwierdzeniu „wasz czas minął”, są prorokami własnego losu? Nie bez celu pytaliśmy, za jaką cenę Polskie Wydawnictwo Rolnicze kupiło „Poradnik Rolniczy”, zapłacona kwota jest odzwierciedleniem zadłużenia tego tytułu. Zadłużenie gazety z pewnością nie wynika z trafnego doboru tematów, z przeszłości warto wyciągać wnioski, z czym jednak redaktorzy „Tygodnika Poradnika Rolniczego” mają problemy. Nie muszą daleko szukać, wystarczy sięgnąć po wspomniany „top agrar Polska”, a o naszym piśmie nie wspomnę. „Hodowla i Chów Bydła” nie jest na sprzedaż! Pozostaniemy lojalni naszym ideom. Polska Federacja jest budowana na polskim kapitale i będzie nadal inwestowała w rozwój miesięcznika. Pieniądze przez nas wypracowane zostaną nad Wisłą, czego nie można powiedzieć o Polskim Wydawnictwie Rolniczym Sp. z które tylko w nazwie jest sobie, kto na łamach „Tygodnika Poradnika Rolniczego” pouczał demokratycznie wybrane władze Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka. Kto instruował, jak PFHBiPM i Polska Federacja sp. z mają być zarządzane. To jeden z członków zarządu, który kieruje związkiem na Lubelszczyźnie. Rafał Stachura, który jest politykiem (partii nie wymienię po raz kolejny, bo wiecie, o jaką chodzi) i biznesmenem, ma 7 spółek, a większe przychody osiąga dzięki temu, że w jednej z nich zarządzają Włosi, bo on sam ma w niej znikome udziały. Swoją drogą, jestem ciekaw, po co prezesowi z Lubelszczyzny tyle spółek, skoro w kilku z nich bardzo słabo wyglądają bilanse. Jedna została utworzona po to, żeby zarabiać na pieczarkach, ale nic z tego nie wyszło, bo – jak napisano w bilansie – nie doszło do zakupu przedsiębiorstwa owocowo-warzywnego. Inna z kolei spółka została utworzona po to, żeby zakupić licytowane przez komornika gospodarstwo. Jeszcze inna zarabia tylko na dopłatach bezpośrednich. A co z wypłatą dywidend? Czy atak na PFHBiPM przez „Tygodnik Poradnik Rolniczy” oraz polityka i biznesmena z Lubelszczyzny w jednej osobie wpisuje się w szerszy kontekst? Mleczne puzzle można poskładać w całość. Dlatego pytam, czy przypadkowo Rafał Stachura uczestniczył w seminarium zorganizowanym przez Krajowy Związek Spółdzielni Mleczarskich, gdzie notabene wypowiadał się niczym naczelny producent mleka w III RP. Podczas tego spotkania w obecności ministra rolnictwa padły z jego ust następujące słowa: „Chciałbym, by organizacja PFHBiPM w żaden sposób nie kolidowała z KZSM w swoich działaniach, dołożę wszelkich starań, by tak się stało. Oczywiście to od pana ministra zależy, kogo wybierze do Komisji zarządzającej Funduszem Promocji. Proszę pana ministra, abyśmy również mogli mieć udział w decyzjach, ponieważ w Federacji bardzo dużo się zmienia – jak państwo wiecie z doniesień prasowych…”. Cała sytuacja jest bardzo wymowna. Na to seminarium nie został zaproszony nikt z władz Polskiej Federacji ani z redakcji miesięcznika „Hodowla i Chów Bydła”. Pan Rafał Stachura nie miał upoważnienia do wypowiadania się w imieniu władz Polskiej Federacji. Czy to jest tak, że gdy ktoś uderzy w organizację, w której jest zrzeszony, gdy uderzy w demokratycznie wybrane władze PFHBiPM, to zostanie zaproszony na spotkanie przy ulicy Hożej w Warszawie, gdzie mieści się wspomniany KZSM? Szanowny panie prezesie KZSM, zapraszamy pana do współpracy, nie będziemy sprawiali kłopotu, zabiegając o rozprowadzenie naszego pisma przez spółdzielnie mleczarskie, tak jak ma to miejsce w przypadku „Tygodnika Poradnika Rolniczego”.

Look up the German to Polish translation of wer Wind sat in the PONS online dictionary. Includes free vocabulary trainer, verb tables and pronunciation function.

En español kto wiatr sieje, zbiera burzę significa: quien siembra vientos, recoge tempestades (hemos encontrado 1 traducciones). Hay al menos 16 ejemplos de oraciones con kto wiatr sieje, zbiera burzę . Entre otros: Kto sieje wiatr, zbiera burzę. ↔ El que siembra vientos, cosecha tempestades. . kto wiatr sieje, zbiera burzę kto mąci, sieje zamieszanie i zamęt naraża się na niemiłe konsekwencje swych własnych poczynań traducciones kto wiatr sieje, zbiera burzę Añadir quien siembra vientos, recoge tempestades pl kto mąci, sieje zamieszanie i zamęt naraża się na niemiłe konsekwencje swych własnych poczynań Frases similares Raíz Coincidencia palabras Kto sieje wiatr, zbiera burzę. El que siembra vientos, cosecha tempestades. — krzyknął głośno. — Bo, doktorze Theissen, kto sieje wiatr, ten zbiera burzę! ¡Quien siembra vientos, señor Theissen, recoge tempestades! Literature Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. - Kto sieje wiatr, zbiera burzę. —Quien siembra vientos, recoge tempestades. Literature Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. Parece que cosechas lo que sembraste. Ale niech pan nie zapomina, kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. Pero recuerde que quien siembra vientos, recoge tempestades. Literature Kto sieje wiatry, zbiera burze (przysłowie). El que siembra vientos recoge tempestades (proverbio). plwiktionary-2017 Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę”. El que siembra vientos cosecha tempestades». Literature „Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę” «Porque siembran vientos y recogerán tempestades». Literature Kiedy było już po wszystkim, Baby Koćamma powiedziała: „Kto sieje wiatr, zbiera burzę”. Después de que hubo pasado todo, Bebé Kochamma dijo: «Se cosecha lo que se siembra». Literature Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. Se recoge lo que se siembra. Jesli mowa o twojej zonie... " Kto sieje wiatr, ten zbiera burze ". Si estamos hablando de tu esposa, significa que la pollita va de casa al nidito Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę El que siembra terror recoge terror opensubtitles2 Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. Siembras lo que cosechas. Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. Quien siembra vientos, recoge tempestades. To znaczy owszem, żal mi Karen, ale kto sieje wiatr zbiera burze, nieprawdaż? Quiero decir, lo lamento por Karen, pero cuando uno cosecha, algo se recoge, ¿no lo creéis? Literature La lista de las consultas más comunes: 1K, ~2K, ~3K, ~4K, ~5K, ~5-10K, ~10-20K, ~20-50K, ~50-100K, ~100k-200K, ~200-500K, ~1M
Dzisiejsze złożenie wniosku o odwołanie przewodniczącego Rady Miasta Kraśnik Jana Albiniaka, może wskazywać, że PiS się dzieli. Nic bardziej omylnego, to nastąpił podział w tejże radzie, gdzie nie wszyscy są członkami PiS, choć startowali z tej listy.
b. forum POLONUS (2008-2013). Kontynuacją forum POLONUS jest forum FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości Zaloguj Kto sieje wiatr zbiera burzę Idź do strony 1, 2 Następny Forum Strona Główna -> ARCHIWUM Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat Autor Wiadomość AdministratorSite AdminDołączył: 04 Maj 2008Posty: 9123 Wysłany: Wto Paź 19, 2010 8:14 pm Temat postu: Kto sieje wiatr zbiera burzę Tytuł tego wątku odnosi się do tego, co robią obie partie w Polsce od 2005 roku... =================================== Cytat: Atak w biurze PiS w Łodzi. Jedna osoba nie żyje Wieczorem PAP dowiedziała się nieoficjalnie ze źródeł zbliżonych do sprawy, że 62-letni mężczyzna, który wtargnął do łódzkiej siedziby PiS, Ryszard C., przyznał się do popełnienia tych czynów. To były taksówkarz, mieszkaniec Częstochowy, wcześniej nie był notowany. Według informacji uzyskanych przez PAP mężczyzna podczas przesłuchania przez policję miał twierdzić, że nienawidzi PiS i rządów polityków tej partii sprzed lat; broń kupił jeszcze w czasach PRL - był to gazowy pistolet przerobiony na broń ostrą. Z nieoficjalnych informacji wynika, że zachowanie mężczyzny podczas prowadzonych czynności nie wskazuje, że cierpi na zaburzenia psychiczne. Jest rozwiedziony, bezdzietny; od lipca, kiedy wymeldował się z mieszkania w Częstochowie, krążył po kraju. Ok. godz. 20. Ryszard C. został przywieziony do łódzkiej prokuratury, gdzie będzie przesłuchany. Zapewne usłyszy zarzut zabójstwa i usiłowania zabójstwa. Grozi za to dożywocie. Przed południem Ryszard C. wszedł do łódzkiej siedziby PiS i zaatakował znajdujące się tam osoby - zastrzelił Marka Rosiaka, męża b. wiceprezydent Łodzi, asystenta europosła PiS Janusz Wojciechowskiego i ciężko ranił nożem 39-letniego asystenta posła Jarosława Jagiełły - Pawła Kowalskiego. Ranny trafił do jednego z łódzkich szpitali, jego stan określany jest jako stabilny. Według nieoficjalnych informacji, Ryszard C. od czterech dni mieszkał w jednym z łódzkich hoteli. W czasie ataku był trzeźwy. Świadkowie tragedii twierdzą, że napastnik krzyczał, że chciał zabić Jarosława Kaczyńskiego i "powystrzelać pisowców". Został obezwładniony przez zaalarmowany patrol straży miejskiej. Ze wstępnych ustaleń prokuratury wynika, że nie miał pozwolenia na broń palną. Na miejscu zabezpieczono narzędzia zbrodni - pistolet i nóż. Marek Rosiak został trafiony czterema kulami - wynika z relacji wiecprzewodniczącego Rady Miejskiej w Łodzi Czesława Telatyckiego. Telatycki powiedział dziennikarzom, że według jego wiedzy do biura PiS wszedł mężczyzna, który od razu zaatakował Rosiaka, wyciągnął broń i zaczął strzelać. Wystrzelił wszystkie naboje. Rosiak miał zostać trafiony czterema kulami. Następnie napastnik rzucił się na drugiego mężczyznę, który przebywał w biurze i ugodził go nożem, bo w pistolecie nie miał już pocisków. Ofiarą okazał się Paweł Kowalski, asystent posła Jarosława Jagiełły. Według Telatyckiego, rannemu Kowalskiemu próbowała pomóc jedna z kobiet przebywająca w pomieszczeniu, która była lekarką. Jak dodał, gdy zatrzymano i obezwładniono napastnika, ten miał krzyczeć, iż żałuje, że nie ma już broni, bo "by powystrzelał wszystkich pisowców". Do tragedii doszło w biurze poselskim Jarosława Jagiełły. Posłowi nic się nie stało - jest w Sejmie. Biuro PiS znajduje się przy ulicy Sienkiewicza. Teren w pobliżu biura jest zabezpieczony, do biura nie można się dostać. Rzecznik KGP Mariusz Sokołowski powiedział, że zatrzymany przez policję mężczyzna to 62-letni mieszkaniec Częstochowy Ryszard C. - były taksówkarz. Obecnie podejmował dorywczo pracę - dowiedziała się PAP ze źródeł zbliżonych do sprawy. Z wstępnych ustaleń policji wynika, że 62-latek przebywał w Łodzi od czterech dni - powiedział Sokołowski. Jak dodał, jedną z rozważanych przez policjantów hipotez jest taka, że mógł w tym czasie przygotowywać się do ataku. - Policjanci ustalili też, że zatrzymany 62-latek nie był wcześniej notowany. W tej chwili wyjaśniamy jakie były motywy jego działania - powiedział. Sokołowski powiedział również, że strażników miejskich poinformował o zdarzeniu portier budynku, który usłyszał strzały, a gdy wszedł do biura zobaczył szamoczących się mężczyzn. 62-latka obezwładnił jeden z przybyłych na miejsce strażników. Sześć do ośmiu strzałów Naoczny świadek ataku w łódzkim biurze PiS w rozmowie z PAP relacjonował, że sprawcą był starszy mężczyzna, który oddał "sześć do ośmiu strzałów". - Siedziałem w pokoju, nagle do sekretariatu ktoś wszedł. Oddał sześć do ośmiu strzałów. Zrobiło się od razu wielkie zamieszanie - powiedział obecny w biurze pracownik PiS. Jego zdaniem napastnik miał "około 70 lat". Świadek dodał, że wcześniej osoba ta - według relacji zgromadzonych przed biurem łodzian - nerwowo chodziła po pobliskim parku, a w biurze wznosiła antypisowskie okrzyki. Za Kaczyńskiego "Nie ma Kaczyńskiego, to wy poniesiecie odpowiedzialność" - tak według informacji "Rzeczpospolitej" miał krzyczeć mężczyzna. Eurposeł Janusz Wojciechowski (PiS) powiedział, że według jego informacji tłem ataku na współpracownika jego biura poselskiego w Łodzi była "polityczna nienawiść do PiS". - Ten człowiek wykrzykiwał, że nienawidzi PiS-u i chce zabić Kaczyńskiego - dodał. (...) zmieniony przez Administrator dnia Sro Lis 03, 2010 1:11 pm, w całości zmieniany 2 razy Powrót do góry AdministratorSite AdminDołączył: 04 Maj 2008Posty: 9123 Wysłany: Wto Paź 19, 2010 8:21 pm Temat postu: Cytat: Kaczyński: Stracili życie i walczą o życie za mnie Wtorek, 19 października (12:52) - Mamy tutaj do czynienia z wydarzeniem nowym w polskiej praktyce politycznej i wydarzeniem, które z całą pewnością nie miało charakteru przypadkowego - powiedział prezes PiS na konferencji prasowej w Warszawie. Jak dodał, atakujący, morderca wpadł do biura PiS z okrzykami odnoszącymi się do niego. - Stwierdził, że skoro mnie nie ma, to oni, ci których w końcu zaatakował, ponoszą odpowiedzialność. Oni - można powiedzieć - stracili życie, czy dzisiaj walczą o życie, za mnie. To oczywiście stawia mnie w szczególnej sytuacji - zaznaczył Kaczyński. - Wydarzenia w łódzkim biurze to wynik wielkiej kampanii nienawiści prowadzonej wobec PiS od długiego czasu - powiedział Kaczyński. Dodał, że "za bezpieczeństwo wszystkich biur i działaczy PiS odpowiedzialność ponosi rząd". - Każde słowo, które będzie nawiązywało do tej kampanii nienawiści, będzie już po prostu wzywaniem do morderstw i to bardzo mocno chciałem podkreślić. Powtarzam: każde słowo, które będzie kontynuacją tej kampanii, wszystko jedno ktokolwiek je wypowie - czy to będzie polityk, czy to będzie dziennikarz - to będzie wzywanie do morderstw - oświadczył Kaczyński. Jak mówił, trudno precyzyjnie określać, kiedy zaczęła się owa kampania. Mimo wszystko wskazywał, że jej początkiem były słowa premiera Donalda Tuska, który użył wobec zwolenników jego ugrupowania określenia "moherowe berety". - Później mieliśmy już do czynienia z dorzynaniem watahy. Przypomnę, że osobie, która walczy o życie, dzisiaj podcięto gardło, później mieliśmy do czynienia z bydłem i z całą masą różnego rodzaju innych ataków - podkreślił. Jak mówił, już po katastrofie smoleńskiej, po śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego, doszło do fizycznej agresji wobec tych, którzy modlili się pod krzyżem. Powiedział, że doszło do tego, że na oczach policji "profanowano krzyż, bito ludzi, a premier Tusk był zachwycony tym, że mamy hyde park". Kaczyński złożył wyrazy współczucia rodzinom ofiar ataku w łódzkim biurze PiS. - Chcę zacząć od wyrażenia współczucia rodzinom tych, którzy padli ofiarą tego zamachu: w szczególności pana Marka Rosiaka, który był współpracownikiem, pracownikiem biura europosła Wojciechowskiego i pana Pawła Kowalskiego, który jest ciężko ranny, walczy o życie, który był szefem biura pana posła Jarosława Jagiełły - powiedział Kaczyński. Kaczyński oświadczył, że jego ugrupowanie będzie walczyć, by w Polsce wróciła demokracja. - Będziemy walczyć o to, by w Polsce wróciła demokracja, wrócił normalny porządek polityczny, gdzie jest władza, jest opozycja, ale nie ma tego szaleństwa, tego wszystkiego, co od kilku lat w polskiej polityce w związku z rządami PO obserwujemy - powiedział prezes PiS. - Będziemy w tej sprawie działać na wszystkich możliwych frontach (...) Jutro będziemy tę sprawę stawiać w Sejmie - zapowiedział Kaczyński. - Krótko mówiąc, mamy tutaj do czynienia z czymś, co w żadnym wypadku nie jest przypadkiem (...). Jest oczywistością, że to PO ponosi odpowiedzialność za tę śmierć - powiedział Kaczyński w wywiadzie dla Radia Maryja. W ocenie prezesa PiS trudno nie upolityczniać całego zdarzenia. - Ten morderca krzyczał: "mam za krótką broń, żeby zamordować Kaczyńskiego i jak tu nie ma Kaczyńskiego, to wy jesteście winni". Jak ta zbrodnia wobec tego nie jest polityczna? - pytał. - To jest kolejna potworna kompromitacja tej formacji. Mam nadzieję, że społeczeństwo jednak w końcu zacznie z tego wszystkiego wyciągać wnioski. To jest śmierć z powodów politycznych. Nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości i tutaj odpowiedzialność polityków PO z Donaldem Tuskiem na czele jest zupełnie jasna, chociaż oczywiście jest to odpowiedzialność o charakterze moralnym i politycznym. Można powiedzieć - kolejna odpowiedzialność - podkreślił prezes PiS. Ocenę, że atak nie miał charakteru politycznego (taką opinię przedstawiła posłanka PO Małgorzata Kidawa-Błońska), Kaczyński uznał za "absurdalną". - To jest absurd, który próbuje się wmówić ludziom po to, żeby nie ponieść za to odpowiedzialności po raz kolejny, bo przecież mówiłem już o moralnej i politycznej odpowiedzialności za Smoleńsk, a teraz znów mamy to - dodał. - Mamy rząd, który ma większość i oczywiście na pewno nie uzna, że nie ma już dalej legitymacji do rządzenia. W warunkach normalnej demokracji nie miałby żadnych szans, aby się utrzymać - mówił. - Oczekuję całkowitego zakończenia tej kampanii nienawiści i powiedzmy sobie, ekspiacji, przyznania się do winy. Ja oczywiście wiem, że to oczekiwanie nie zostanie spełnione. Zresztą sądzę, że za chwilę będziemy zaatakowani. Nie zdziwię się, jeżeli się okaże, że to my jesteśmy winni. Słyszeliśmy przecież, że jesteśmy winni katastrofie smoleńskiej. Tusk przecież to mówił, że środowisko PiS jest winne katastrofie smoleńskiej, więc można spodziewać się absolutnie wszystkiego - dodał Kaczyński. Kaczyński dolewa oliwy do ognia! Dołącz do dyskusji źródło informacji: zmieniony przez Administrator dnia Wto Paź 19, 2010 8:28 pm, w całości zmieniany 2 razy Powrót do góry AdministratorSite AdminDołączył: 04 Maj 2008Posty: 9123 Wysłany: Wto Paź 19, 2010 8:22 pm Temat postu: Cytat: Krzyże, modlitwy i flagi przed kancelarią premiera Kilkadziesiąt osób zebrało się we wtorek wieczorem przed kancelarią premiera, aby wyrazić sprzeciw wobec "kampanii nienawiści", na którą - zdaniem manifestantów - przyzwolenie dał premier Donald Tusk. Według demonstrantów, doprowadziła ona do ataku na łódzkie biuro PiS. Przed kancelarię premiera demonstranci przynieśli ze sobą flagi narodowe, przeplatane kirem, a także drewniane krzyże. Na początku manifestacji minutą ciszy uczczono pamięć Marka Rosiaka. Demonstranci mieli ze sobą również duże zdjęcia wicemarszałka Sejmu Stefana Niesiołowskiego oraz dziennikarki TVN Katarzyny Kolendy-Zaleskiej, na których umieszczono napis "Stop Przemocy". - Spodziewałem się, że przemysł nienawiści wreszcie wyda czarne owoce i tak się dzisiaj stało - mówił jeden z uczestników manifestacji Paweł Piekarczyk. Obecny na manifestacji redaktor naczelny "Gazety Polskiej" Tomasz Sakiewicz ocenił, że odpowiedzialni za "kampanię nienawiści" są również dziennikarze. - Pistolet do ręki jest włożyć bardzo łatwo, ale nad mózgiem trzeba pracować bardzo długo. Ktoś temu człowiekowi powiedział, że warto zabić, ktoś nad jego duszą i mózgiem bardzo długo pracował - powiedział Sakiewicz. Jak ocenił, byli to "nasi koledzy dziennikarze". Zdaniem Sakiewicza, usunięcie z debaty politycznej dziennikarzy prezentujących poglądy inne niż powszechnie uznane za właściwe, to był zamysł polityczny. Jak powiedział, ten zamysł powstał po 10 kwietnia, by skończyć debatę, która mogłaby wykazać, że "w sprawie Smoleńska było trochę inaczej, niż chciał rząd i rząd nie jest tutaj bez winy". Manifestanci na zakończenie odmówili modlitwę w intencji ofiar wydarzeń w Łodzi; śpiewali też pieśni religijne. Część z nich przemieściła się następnie pod siedzibę PiS przy ul. Nowogrodzkiej. Powrót do góry AdministratorSite AdminDołączył: 04 Maj 2008Posty: 9123 Wysłany: Wto Paź 19, 2010 8:24 pm Temat postu: Cytat: Prezydent składa kondolencje i apeluje: "Nie eskalujcie napięcia" - To tragiczne wydarzenie nie powinno mieć miejsca. Musimy stanowczo potępić wszelkie formy agresji - podkreślił Bronisław Komorowski. Dodał, że liczy na szybkie wyjaśnienie tej sprawy. Poinformował, że pozostaje w stałym kontakcie z ministrem spraw wewnętrznych i administracji oraz ministrem sprawiedliwości. - Łącząc się w bólu z rodzinami ofiar dzisiejszej tragedii apeluję do wszystkich o powściągliwość w ocenach tego wydarzenia. Potrzebna jest mądrość i odpowiedzialność za dobro wspólne, a nie eskalowanie napięcia - napisał prezydent. źródło informacji: Powrót do góry AdministratorSite AdminDołączył: 04 Maj 2008Posty: 9123 Wysłany: Sro Paź 20, 2010 8:48 am Temat postu: Cytat: Robienie problemu politycznego z ataku psychopaty, człowieka nienormalnego to niezwykle podłe, to nikczemność - denerwuje się w rozmowie z Wprost24 Niesiołowski. Jego zdaniem słowa Jarosława Kaczyńskiego to "problem psychiatryczny" ================================= I tak się będą obie strony dalej okładać i nakręcać spiralę nienawiści... PO, PiS - my już tym państwu dziękujemy! Niech spier.... Powrót do góry AdministratorSite AdminDołączył: 04 Maj 2008Posty: 9123 Wysłany: Sro Paź 20, 2010 1:09 pm Temat postu: Cytat: Kaczyński: Demokracja w Polsce jest zagrożona Środa, 20 października (10:25) (...) - Mord łódzki, tragedia, do której doszło w Łodzi, jest kolejnym dowodem na to, że polska demokracja jest bardzo poważnie zagrożona - podkreślił Kaczyński. Jak dodał, źródłem tego zagrożenia jest "socjotechnika, którą stosuje rządząca partia", polegająca na "szerzeniu nienawiści, nienawiści do opozycji, (...) do Prawa i Sprawiedliwości". - Wypowiedź Donalda Tuska, że Polacy wybaczą nam wszystko, poza oddaniem władzy Prawu i Sprawiedliwości jest niczym innym jak powtórzeniem tego, co powiedział kiedyś inny polityk, Władysław Gomułka - ocenił. Jak dodał, chodzi o słowa Gomułki: "Władzy raz zdobytej, nigdy nie oddamy". - To stwierdzenie całkowicie sprzeczne z zasadami demokracji, to jest stwierdzenie, które w gruncie rzeczy sprowadza się do tego, że władzę mogą sprawować ci, których akceptuje establishment - podkreślił Kaczyński. Jak dodał, PiS zgłosił postulat, by oświadczenie w sprawie tragedii w Łodzi mogło zostać ogłoszone na początku posiedzenia Sejmu. - Sytuacja jest nadzwyczajna i wydawało nam się, że uzyskamy na to zgodę. Niestety, nie uzyskaliśmy zgody, a przepychanie się z marszałkiem o to, czy się ma prawo, czy się nie prawa zabrać głosu naprawdę nie ma żadnego sensu - dodał. Prezes PiS Jarosław Kaczyński zażądał powołania sejmowej komisji śledczej ws. zbrodni łódzkiej. Jak zaznaczył, na jej czele powinien stanąć poseł PiS. Zdaniem Kaczyńskiego, to nie może być komisja taka jak ta, która badała tzw. aferę hazardową i z której, jego zdaniem, zrobiono komedię. O zdarzeniu w Łodzi na wspólnym posiedzeniu dyskutowały rano sejmowe komisje: sprawiedliwości i praw człowieka oraz ds. służb specjalnych. Lider PiS powiedział jednak, że jego partia ma wiele wątpliwości w tej sprawie. - Ten zabójca, morderca został zatrzymany (we wtorek) o godz. 12, a dopiero o godz. 20 go przesłuchano. Dzisiaj na posiedzeniach połączonych komisji nikt nie potrafił wyjaśnić co przez te osiem godzin się działo - zaznaczył. Prezes PiS Jarosław Kaczyński uważa, że należy podjąć kwestię "atrofii wymiaru sprawiedliwości" w Polsce. Jego zdaniem, chodzi o niepodejmowanie w przeszłości przez wymiar sprawiedliwości działań wobec "nieustannego obrażania" prezydenta Lecha Kaczyńskiego. - Mamy do czynienia z sytuacją, w której wymiar sprawiedliwości najpierw nie podejmował żadnych działań w odniesieniu do nieustannego obrażania prezydenta RP - powiedział polityk na konferencji prasowej w Sejmie. Jak dodał, w poprzednich kadencjach prezydenckich za tego samego rodzaju działania - za obrażanie prezydenta - "były procesy, były nawet wyroki bezwzględnego pozbawienia wolności". W wypadku Lecha Kaczyńskiego - powiedział - "mieliśmy do czynienia z nieustannym umarzaniem spraw". Prezes PiS odniósł się w tym kontekście do postępowania posła Janusza Palikota, który - jak powiedział - "bezpośrednio wzywał do mordu, bezpośrednio wzywał do zbrodni zabójstwa". Jak zaznaczył, wobec jego postępowania nie były podejmowane żadne działania. - Domagamy się, żeby takie działania zostały podjęte. Oczywiście sformułujemy zawiadomienie o przestępstwie, chociaż prokuratura powinna podjąć tutaj działania z urzędu i zastosować środki zabezpieczające, zapobiegawcze wobec pana Palikota - zapowiedział Kaczyński. Jak zaznaczył, w żadnym wypadku nie można tego rodzaju poważnych przestępstw, jak wzywanie publiczne do zbrodni, tolerować. W ocenie Kaczyńskiego istnieje bezpośredni związek między tolerowaniem takiego zachowania a wydarzeniami w Łodzi. źródło informacji: Powrót do góry AdministratorSite AdminDołączył: 04 Maj 2008Posty: 9123 Wysłany: Sro Paź 20, 2010 1:12 pm Temat postu: Cytat: Tusk: Nie oczekiwałem wyważonych opinii Środa, 20 października (11:16) (...) - Dla poczucia bezpieczeństwa Polaków i takiej elementarnej stabilności jest rzeczą ważną, żeby na każde tego typu wystąpienie nie odpowiadać z podobną brutalnością, czy emocją. Gdyby polska polityka miała tak wyglądać, że każda wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego spotyka się z symetryczną odpowiedzią, to mielibyśmy piekło na ziemi - podkreślił premier. - Mamy polityków, którzy nie są w stanie zaakceptować sytuacji, w której nie dysponują poparciem większości i staje się to dla nich źródłem cierpienia, a później takich nieracjonalnych, przesadnie emocjonalnych działań. (...) Mamy tu do czynienia z sytuacją permanentną - działanie na emocjach i wmawianie sobie i innym, że celem polityki jest zniszczenie konkurenta - nie jest epizodem, tylko istotą działania dla niektórych - mówił premier. Jak ocenił, taka choroba może dotknąć każdego środowiska politycznego. Tusk przestrzegał przed pokusą "łapania się za takie pozornie łatwe narzędzia - jest tragedia, to mam dobry pretekst, żeby kogoś zaatakować". Zaznaczył, że w ostatnich miesiącach słyszał "piramidalne oskarżenia", pełne hipokryzji, nieuczciwe oceny tego, co się w Polsce zdarzyło. - Jest oczywiście pokusa, żeby ostro reagować. Ale Polacy mają prawo oczekiwać od tych, którzy biorą na siebie ciężar odpowiedzialności, w tym ode mnie, że będziemy cały czas czuć się odpowiedzialnymi za całość, a nie za swoje emocje - podkreślił szef rządu. Jego zdaniem, należy wciąż powtarzać apele o solidarność Polaków i powściąganie emocji. - Nie zmienię swojej opinii, że zadaniem takich ludzi jak ja jest panować nad emocjami i dalej robić swoje. Nie mamy powodów mieć poczucia apokalipsy, ale na pewno mamy kolejne dramatyczne zdarzenie w politycznej epoce, nasyconej niestety bardzo wieloma dramatycznymi wydarzeniami - dodał szef rządu. Według premiera, ludzie w polityce muszą - mimo emocji przekraczających polską i europejską normę - "mieć poczucie odpowiedzialności wykraczające poza doraźne emocje". - W Polsce to wydarzenie (atak w Łodzi - red.) to wydarzenie nietypowe, bo jednak w Polsce nigdy nie było atmosfery (przyzwolenia) ani dla terroru, ani dla tego typu zdarzeń - zamachów, skrytobójstw - mówił Tusk. Jak dodał, w historii polskiej polityki zabójstwo w Łodzi to zdarzenie" szczególne i ponadnormatywne". - Reakcje, komentarze, czy próby robienia polityki (po zabójstwie w Łodzi) pokazują, że niektórzy politycy w Polsce inaczej reagują niż na świecie - ocenił szef rządu. Jak dodał, w innych krajach - po zabójstwach na tle politycznym - nie było takiego "politycznego jazgotu", a przede wszystkim nikt nie próbował obciążyć odpowiedzialnością politycznej konkurencji. - Taki dramat jaki zdarzył się w Łodzi, może mieć swój dalszy ciąg, dlatego uważam, że dzisiaj prawdziwym testem na odpowiedzialność jest wspólna, taka międzypartyjna zgoda, że działamy na rzecz unikania takich sytuacji w przyszłości, a więc także wygaszania emocji, swoich i konkurencji - powiedział Tusk. Jak dodał, dla niego bardzo ważną kwestią jest to, aby jego współpracownicy nie dali się sprowokować, bo wtedy - jego zdaniem - wymiana ciosów nigdy nie będzie miała końca. (...) - Nie oczekiwałem od prezesa Jarosława Kaczyńskiego wyważonych opinii na ten temat. To tym bardziej pokazuje, jak ważne jest, aby w sytuacjach takiego dramatycznego zamieszania ludzie odpowiedzialni za państwo różnili się nie tylko w swoich wypowiedziach, ale też zachowaniach od rozmaitego rodzaju zachowań powiedziałbym ekstremistycznych lub budzących też lęk u wielu ludzi - powiedział Tusk. Jego zdaniem Polacy oczekują od władzy, by nie ulegała takim emocjom, czy nienawiści, jakie prezentują niektórzy politycy opozycji w tym Jarosław Kaczyński. Jak podkreślił, nawet jeśli ma się poczucie najgłębszej racji i świadomość jak bardzo niesprawiedliwe i niebezpieczne są słowa i zachowania szefa PiS, to najlepsze co można zrobić, to nie reagować w taki sam sposób. - Najlepszą tarczą i dla Polaków, ale też dla rządu wobec tego typu sformułowań, jest zachowywać spokój i odpowiedzialność, a nie oddawać razy. To może by wyglądało nawet dość efektownie, ale miałoby bardzo złe skutki - ocenił szef rządu. Premier zapewniał, że demokracja nie jest zagrożona, bo wiadomo kiedy są wybory, a nie wiadomo kto je wygra. Tusk był zaskoczony, że Konwent Seniorów zdecydował, że w czwartek będzie przedstawiana informacja rządu ws. wydarzeń łódzkich. Jak mówił, w tej chwili informacje na temat tego, co wydarzyło się w Łodzi powinny być przekazywane przez prokuraturę, czy policję, a nie przez polityków. - Sądzę, że chodzi o to, że opozycja ma przekonanie, że to jest dobry sposób na to, żeby wykorzystać tę sytuację do takiego eskalowania konfliktu, inaczej sobie nie mogę tego wytłumaczyć, ale oczywiście jeśli taka jest decyzja Sejmu, ja tutaj nie będę grymasił - zadeklarował. źródło informacji: Powrót do góry AdministratorSite AdminDołączył: 04 Maj 2008Posty: 9123 Wysłany: Sro Paź 20, 2010 1:56 pm Temat postu: Cytat: "Kaczyński jest całym złem polskiej polityki" - Cała racja politycznego istnienia Jarosława Kaczyńskiego polega na rozpalaniu wojny. Ja chcę żeby Kaczyński po prostu odszedł z polskiej polityki, bo to on jest jej całym złem. Bez tego nie będzie żadnej zmiany. Mam nadzieję, że albo skreślą go wyborcy albo pozbędzie się go sam PiS - przekonywał na antenie TVN 24 Stefan Niesiołowski. Zdaniem wicemarszałka Sejmu obserwujemy w Polsce stan "zimnej wojny domowej", za którą odpowiedzialność ponosi właśnie lider Prawa i Sprawiedliwości. Niesiołowski podkreślił również, że pojawiająca się w mediach teza, wedle której to obie strony politycznego sporu są równie winne wczorajszej tragedii jest nieprawdziwa. - Wypowiedzi Palikota, to jest to samo, co słowa lidera partii? Zupełnie inna jest waga słów, gdy wypowiada je człowiek, który kieruje daną partią. Teza Jarosława Kaczyńskiego jest taka - krytyka PiS oznacza dziś nawoływanie do morderstwa. Pod względem intelektualnym ona w ogóle nie nadaje się do oceny - przekonywał polityk Platformy Obywatelskiej. Stefan Niesiołowski dodał również w rozmowie z TVN 24, że to Jarosław Kaczyński jest odpowiedzialny za rozpętanie w Polsce fali nienawiści i odpowiada za hasła, które padały przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie - "Tusk morderca", "Katyń trwa" czy "niech spadnie" kierowane do wracającej do kraju Anny Komorowskiej. - Mamy w Polsce stan wojny, zimnej wojny domowej - stwierdził poseł PO. (MK) Powrót do góry AdministratorSite AdminDołączył: 04 Maj 2008Posty: 9123 Wysłany: Czw Paź 21, 2010 12:56 pm Temat postu: "Nasz Dziennik" podgrzewa nastroje. Wszystko wskazuje na to, że podana informacja na temat tego, że Ryszard C. to były krakowski esbek Ryszard Caba jest nieprawdziwa... Cytat: Prawo i Sprawiedliwosc chce sejmowej komisji sledczej w sprawie mordu lodzkiego Morderca z esbeckim rodowodem? Czy morderca, ktory napadl na siedzibe lodzkiego okregu Prawa i Sprawiedliwosci, jest kapitan Sluzby Bezpieczenstwa? Osoba o takich samych inicjalach widnieje w aktach IPN jako pracownik Wojewodzkiego Urzedu Spraw Wewnetrznych w Krakowie. Ryszard Caba rozpracowywal w latach 80. krakowska opozycje. 62-letniemu Ryszardowi C. postawiono juz zarzuty zabojstwa i usilowania zabojstwa, do czego sie przyznal. Odmowil jednak skladania wyjasnien. Lodzka prokuratura zlozyla wniosek o tymczasowe aresztowanie zatrzymanego na 3 miesiace mezczyzny. Grozi mu dozywocie. Ryszarda Cabe jako wieloletniego pracownika krakowskiego Wojewodzkiego Urzedu Spraw Wewnetrznych zidentyfikowal dr Marek Mariusz Tytko z Uniwersytetu Jagiellonskiego. Kapitan Sluzby Bezpieczenstwa Ryszard Caba w latach 80. "zajmowal sie" krakowska opozycja. Wsrod rozpracowywanych przez Cabe opozycjonistow byli wieloletni dzialacz Konfederacji Polski Niepodleglej Ryszard Bocian, obecny europosel Platformy Obywatelskiej Boguslaw Sonik, jak rowniez aktualny minister obrony narodowej Bogdan Klich. Doktor Tytko zwraca uwage, ze Ryszard Caba jest notowany w aktach Instytutu Pamieci Narodowej pod sygnatura KR 2/2/27, tom 3, karta 128. Jego nazwisko wielokrotnie pojawia sie tez w ksiazkach poswieconych krakowskiej opozycji lat 80. wydawanych przez Fundacje Centrum Dokumentacji Czynu Niepodleglosciowego. Lodzka Prokuratura Okregowa wystapila juz o aresztowanie Ryszarda C. na 3 miesiace. Jej rzecznik Krzysztof Kopania poinformowal, ze wniosek o tymczasowe aresztowanie uzasadniony zostal grozaca podejrzanemu kara dozywotniego wiezienia, obawa matactwa, ukrywania sie przed organami scigania, jak rowniez obawa popelnienia kolejnych przestepstw przeciwko zyciu lub zdrowiu innych osob. Wedlug prokuratury, zatrzymany Ryszard C. jest aktualnie bezrobotny, wymeldowal sie z miejsca zamieszkania w Czestochowie. Na kilka dni przed popelnieniem zbrodni wynajal pokoj w lodzkim hotelu, a takze samochod. Ryszard C. po zamordowaniu Marka Rosiaka, asystenta europosla PiS Janusza Wojciechowskiego, i ranieniu Pawla Kowalskiego, asystenta posla PiS Jaroslawa Jagielly, z przekonaniem w glosie, niczym ktorys z czesto wpuszczanych na antene stalych widzow programu TVN 24 "Szklo kontaktowe" wypowiadajacych antypisowskie komentarze, oswiadczyl: "Chcialem zabic Kaczynskiego, tylko za mala bron mialem"; "Jestem przeciwko PiS-owi i chcialem go zamordowac". Politycy Prawa i Sprawiedliwosci wnioskuja, by sprawe zbrodni zbadala sejmowa komisja sledcza. Wedlug prezesa Prawa i Sprawiedliwosci Jaroslawa Kaczynskiego, juz teraz, na poczatku wyjasniania tej sprawy, pojawiaja sie powazne watpliwosci. - Zabojca zostal zatrzymany o godz. a dopiero o godz. go przesluchano. Dzisiaj na posiedzeniu polaczonych komisji nikt nie potrafil powiedziec, co dzialo sie przez 8 godzin. Zadamy komisji sledczej, i to pod przewodnictwem posla PiS - mowil Kaczynski. Fakt, ze sprawe prowadzi prokuratura, zgodnie z art. 8 ustawy o sejmowej komisji sledczej, wcale nie wyklucza mozliwosci, by rownolegle zbadali ja sejmowi sledczy. Na filmie z zatrzymania Ryszarda C. slychac, jak oswiadcza, ze nienawidzi PiS i chce zamordowac Jaroslawa Kaczynskiego. Tymczasem podczas przesluchania, poza przyznaniem sie do morderstwa i usilowania kolejnego, tak skory do szczycenia sie dokonanym czynem mial jednak odmowic skladania wyjasnien. Wsrod poslow pozostalych klubow entuzjazmu do powolania komisji sledczej jednak nie ma. Szef klubu Platformy Tomasz Tomczykiewicz koncepcje Jaroslawa Kaczynskiego nazwal nawet irracjonalna. - Tworzenie komisji sledczej, w sytuacji gdy sprawca jest ujety, a na czele prokuratury stoi osoba wskazana przez sp. Lecha Kaczynskiego, wydaje sie pomyslem calkowicie irracjonalnym. Przeciez nie bedziemy w Sejmie przesluchiwac mordercy, bo do tego dzialanie komisji by sie sprowadzalo - mowil Tomczykiewicz. W ocenie prezesa PiS, "lodzki mord" to kolejny przejaw powaznego zagrozenia polskiej demokracji. - Zrodlem tego zagrozenia jest socjotechnika, jaka stosuje rzadzaca partia. Socjotechnika polegajaca na szerzeniu nienawisci. Nienawisci dla opozycji, nienawisci do opozycji. Wypowiedz Donalda Tuska, ze wyborcy wybacza nam wszystko poza oddaniem wladzy Prawu i Sprawiedliwosci, jest niczym innym, jak powtorzeniem tego, co powiedzial kiedys inny polityk Wladyslaw Gomulka: "wladzy raz zdobytej nigdy nie oddamy" - mowil prezes PiS. Zdaniem Kaczynskiego, stwierdzenie Tuska sprowadza sie do tego, ze wladze moga sprawowac ci, ktorych akceptuje establishment. Jaroslaw Kaczynski powiedzial, ze zamordowany Marek Rosiak i ciezko ranny Pawel Kowalski to wlasnie ofiary tej socjotechniki. Prezes PiS oglosil rowniez sformulowanie zawiadomienia do prokuratury w sprawie Janusza Palikota, ktory - jak okreslil prezes PiS - "bezposrednio wzywal do mordu". W blogu Janusza Palikota z data 14 sierpnia 2010 r. ukazal sie wpis: "Przyjdzie taki dzien, ze Jaroslaw bedzie juz rozmawial z silami ostatecznosci. Byc moze jeszcze w tym roku. I wowczas uznamy, ze to byl naprawde dobry rok. Tego sie trzymam, w to wierze". Prezydent Bronislaw Komorowski poinformowal, ze w zwiazku z tragicznymi wydarzeniami w trybie pilnym zaprosi do siebie szefow partii i klubow parlamentarnych. Rozmawiac mieliby o obnizeniu poziomu agresji w polityce. Jaroslaw Kaczynski, odnoszac sie wczesniej do roznych wezwan politykow partii rzadzacej o "obnizenie agresji w polityce", stwierdzil, ze "poki w Prezydium Sejmu beda tacy ludzie, ktorzy usprawiedliwiaja zabojstwo - bo wczoraj Niesiolowski usprawiedliwil zabojstwo - to bedziemy traktowali te slowa wylacznie jako dorazna propagande". Jeszcze przed rozpoczeciem obrad Sejmu, wczoraj rano, zebraly sie na wspolnym posiedzeniu sejmowe komisje: do spraw Sluzb Specjalnych oraz Sprawiedliwosci i Praw Czlowieka. Poslowie wysluchali informacji policji, prokuratury i Agencji Bezpieczenstwa Wewnetrznego na temat wstepnych ustalen w sprawie tragicznego wydarzenia w Lodzi. Komendant glowny policji Andrzej Matejuk poinformowal komisje ze bron, z ktorej strzelal Ryszard C., pochodzila jeszcze sprzed II wojny swiatowej. Morderca nie mial na nia pozwolenia. Komisje na wspolnym posiedzeniu maja spotkac sie ponownie za dwa tygodnie. Wtedy tez mialyby uzyskac pelniejsze informacje w sprawie toczacego sie sledztwa. Policja zostala powiadomiona o kolejnych pogrozkach. We wtorek na jednym z forow internetowych grozono szefowej biura posla PiS Boleslawa Piechy w Rybniku, ze "skonczy jak Eugeniusz Wrobel". Wrobel, byly wiceminister transportu, zostal przed kilkoma dniami zamordowany. Tego samego dnia w Katowicach ktos przebil opony w samochodzie Piechy. Artur Kowalski zmieniony przez Administrator dnia Czw Paź 21, 2010 1:08 pm, w całości zmieniany 1 raz Powrót do góry AdministratorSite AdminDołączył: 04 Maj 2008Posty: 9123 Wysłany: Czw Paź 21, 2010 1:00 pm Temat postu: Cytat: nie doszło do spotkania z prezydentem szefa klubu PiS Mariusza Błaszczaka i wiceprezes PiS Beaty Szydło. - Prezydent Komorowski nie znalazł dla nas czasu - powiedział Błaszczak dziennikarzom po wyjściu z Pałacu Prezydenckiego. Z politykami PiS spotkał się prezydencki minister Sławomir Nowak. Błaszczak relacjonował, że wraz z Szydło zjawili się u prezydenta punktualnie o godz. - Po 10 minutach wszedł do nas minister Nowak i powiedział, że niestety prezydent Komorowski nas przyjąć nie może - powiedział szef klubu PiS. Błaszczak przypomniał, że prezydent zapowiadał wcześniej, że chce spotkać się także z szefami klubów. Zaproszenie do prezydenta na czwartek na godz. otrzymał prezes PiS Jarosław Kaczyński. Prezes PiS - jak zapowiadał wcześniej Błaszczak - ze względu na udział w posiedzeniu Sejmu, gdzie premier przedstawił posłom informację na temat ataku na biuro PiS w Łodzi, nie udał się na spotkanie u prezydenta. W zastępstwie Kaczyńskiego do Pałacu pojechali Szydło i Błaszczak. Powrót do góry AdministratorSite AdminDołączył: 04 Maj 2008Posty: 9123 Wysłany: Czw Paź 21, 2010 2:03 pm Temat postu: Cytat: Tusk: Jest nam bardzo, bardzo przykro Czwartek, 21 października (11:43) Nie poddamy się nienawiści - zadeklarował w Sejmie premier Donald Tusk. Jego zdaniem, po tragicznych zdarzeniach w biurze PiS w Łodzi politycy powinni odłożyć pokusę "kiczu pojednania" i wejść na trudną drogę poprawy języka i intencji. Tusk przedstawił posłom informację rządu na temat wtorkowych wydarzeń w łódzkim biurze Prawa i Sprawiedliwości, gdzie 62-latek śmiertelnie zastrzelił jednego z pracowników - Marka Rosiaka, a drugiego Pawła Kowalskiego ciężko ranił. - Jest nam wszystkim bardzo, bardzo przykro, że po tak wielu latach w Polsce znowu doszło do takiego zdarzenia. Bo rzeczywiście Polska była i w Europie, i na świecie krajem dość wyjątkowym w sensie pozytywnym. Aktów przemocy o podłożu politycznym było relatywnie niedużo, a zamachów czy ataków, których efektem była śmierć człowieka, było bardzo niewiele - podkreślił Tusk. Jak zaznaczył, takie akty przemocy zawsze budziły głębokie poruszenie w skali całego narodu. - I tak jest, jak sądzę, również teraz. (...) My wszyscy, którzy szukamy odpowiedzi na te pytania, stoimy przed dylematami także o charakterze politycznym i cywilizacyjnym, a nie tylko prawno-organizacyjnym - ocenił premier. - Nie uciekniemy od samooceny - mówił. Jak zaznaczył, życia zabitemu nie przywrócimy, ale to, co dzisiaj możemy zrobić, to powiedzieć, że "nie poddamy się nienawiści". Tusk podkreślił, że nawet jeśli na co dzień politycy nie potrafią zapanować nad własnymi emocjami i językiem, "to w chwilach takich dramatów jesteśmy w stanie powiedzieć - każdy każdemu - że z nienawiścią i obłędem, które są źródłem tej zbrodni, nie zamierzamy przegrać". - Nawet jeśli jesteśmy ułomni i nie zawsze potrafimy dawać świadectwo takim przekonaniom - dodał. W ocenie premiera, obecnie należy odłożyć pokusę "kiczu pojednania". - Nie chodzi o to, aby jeden czy drugi polityk wykonał jakieś pozorne gesty, ale byśmy weszli na drogę, która będzie długa, (...) systematycznej i lepszej zmiany na lepsze - mówił. - Jeśli z powodu tej śmierci, agresji i nienawiści będzie więcej, to znaczy, że zabójca (...) będzie triumfował, bo będzie zabijał to, co dobre w każdym z nas - dodał. - Jeśli potrafimy sobie wytłumaczyć, że nie chodzi o polityczne gesty, ale wejście na drogę systematycznej poprawy własnego języka, własnych intencji, wtedy ta śmierć nie będzie znakiem triumfu tego, co złe w każdym człowieku i tego, co się objawiło w tym morderstwie w sposób przygnębiający każdego Polaka - powiedział premier. Tusk podkreślił, że historii się oczywiście nie cofnie, ale - jak zastrzegł - to, co najgorsze mogłoby nam się zdarzyć, to gdybyśmy z tej śmierci wyciągnęli fałszywe wnioski. - To znaczy, gdyby ta śmierć powodowała naszymi zachowaniami w tę najgorszą stronę. Jeśli tak by się miało stać, że po tym zdarzeniu nie zmienimy się na lepsze, to nie chwała, a hańba będzie towarzyszyła polskiej polityce i nam wszystkim - powiedział Tusk. Trzeba wyciągnąć wnioski Jak ocenił, obowiązkiem rządu, prokuratury, policji jest wyciągnięcie wniosków na przyszłość "dotyczących bezpieczeństwa ludzi". - Będziemy te działania podejmować zgodnie z możliwościami państwa polskiego, pamiętając jednocześnie, że bezpieczeństwo należy się każdemu człowiekowi i że nic nie zwalnia państwa polskiego z działań na rzecz bezpieczeństwa człowieka. To poczucie bezpieczeństwa nie może być przywilejem wyłącznie polityków - podkreślił. Zdaniem Tuska, ludzie oczekują od polityków spokoju, odpowiedzialności i zdolności poważnej rozmowy, a nie "jazgotu, tak charakterystycznego dla debaty w ostatnich latach". - Jesteśmy to winni, zarówno tragicznie zmarłemu, jego bliskim, ale także wszystkim Polakom, żeby ta dramatyczna lekcja nie poszła zupełnie na marne. Jestem przekonany, że stać nas na taką refleksję i dziś, i na przyszłość - zaznaczył. Poprawność polityczna W ocenie premiera zmiana języka w debacie publicznej jest możliwa, tak jak udało się wcześniej wyeliminować z niej sformułowania antysemickie czy pogardliwe wypowiedzi o kobietach. - Czy można wyplenić nienawiść i twarde, ciężkie oskarżenia, które pojawiają się w języku debaty publicznej nieustannie? Wydawałoby się to marzeniem irracjonalnym, ale udało się wyplenić z debaty publicznej, na podstawie niepisanej umowy społecznej, antysemityzm - podkreślił Tusk. - Nauczyliśmy się tej poprawności, czasami niepotrzebnie szydząc z samej idei poprawności, ale widać wyraźnie, jak poprawny język potrafi też naprawiać ludziom dusze i serce - mówił Tusk. Dlatego też - według niego - kolejna zmiana w języku jest możliwa. - Spróbujmy także w innych sferach debaty publicznej używać języka wzajemnego szacunku, nie wpadając w tandetną pokusę powszechnego pojednania, bo przecież wiemy, że spory, różnice zdań, poglądów, nawet bardzo ciężkiego kalibru, to jest w ogóle istota demokracji, polityki - zaznaczył premier. Szef rządu przekonywał też, że trzeba uszanować fakt, który - w jego opinii - "jest jednym z fundamentów kultury demokracji, że polityczny konkurent to nie jest wróg, którego trzeba zniszczyć słowem albo czynem". - Że polityczny konkurent to nie jest śmiertelny przeciwnik, którego trzeba zdyskwalifikować epitetem, ciężkim oskarżeniem, bolesną insynuację, a w sytuacjach skrajnych, kiedy mamy do czynienia z obłędem nienawiści, nawet zamachem - dodał premier. źródło informacji: Powrót do góry AdministratorSite AdminDołączył: 04 Maj 2008Posty: 9123 Wysłany: Czw Paź 21, 2010 2:35 pm Temat postu: Cytat: Schetyna: To nieważne, że zaczął PiS. Wszyscy powinni przeprosić za język agresji - To nie jest tak, że wina jest po jednej stronie. Każdy powinien uderzyć się w piersi. Nasz język też był przesadzony -i nieważne czy w odpowiedzi na agresywny język PiS. Temperatura tej debaty przekroczyła normy - mówił Grzegorz Schetyna w Radiu Zet. - To nieważne, kto rozpoczął. To nieważne, że agresja wychodziła z ust liderów PiS. To jest coś, od czego powinniśmy odejść i to powinna być wspólna decyzja. Ludzie chcą, by język debaty był normalniejszy - stwierdził Grzegorz Schetyna, marszałek Sejmu, w Radiu Zet pytany o to, czy po tragedii w łódzkim biurze poselskim PiS wydarzy się coś dobrego. (...) Prezes PiS zaraz po ataku stwierdził, że śmierci pracownika biura poselskiego winna jest Platforma Obywatelska, domagał się też "ekspiacji Komorowskiego"? - To jest język gwałtowny, z poprzedniej epoki, sprzed łódzkiej tragedii - powiedział Schetyna - To niedobry język, język agresji. Taki sam jak język po wyborach. Podważanie ich wyniku. Pamiętamy to, co mówiono pod krzyżem - dodał marszałek Sejmu. - To nie jest tak, że wina jest po jednej stronie. Każdy powinien uderzyć się w piersi. Nasz język też był przesadzony. I nieważne, czy w odpowiedzi na agresywny język PiS. Temperatura tej debaty przekroczyła normy - mówił marszałek Schetyna Jego zdaniem klasa polityczna powinna przeprosić. Wspólnie. Kogo? - Politycznych przeciwników i ludzi, którzy musieli słuchać tego języka - wyjaśnił Schetyna. Powrót do góry AdministratorSite AdminDołączył: 04 Maj 2008Posty: 9123 Wysłany: Czw Paź 21, 2010 2:48 pm Temat postu: Pogłębia się paranoja w redakcji "Naszego Dziennika". Spodziewam się, że niebawem sam Antoni Macierewicz zostanie naczelnym gazety, bo nikt inny nie ogarnie tego szaleństwa... Cytat: Jeden z najlepszych w Polsce specjalistów z zakresu komputerowych systemów sterowania lotem samolotów ginie w nieprawdopodobnych okolicznościach Inżynier Wróbel był gotów do polemiki z MAK Pół roku po katastrofie i na trzy dni przed publikacją przez MAK raportu na temat przyczyn katastrofy na lotnisku Smoleńsk Siewiernyj w nieprawdopodobnych okolicznościach ginie dr inż. Eugeniusz Wróbel. Wykładowca na Politechnice Śląskiej spełniał wszelkie kryteria, aby być powołanym w skład biegłych polskiej prokuratury. Należał do nielicznego grona ekspertów, którzy doskonale orientują się w tematyce lotniczej i są w stanie poddać merytorycznej ocenie dokument moskiewskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego. Doktor inż. Eugeniusz Wróbel wykładał na Wydziale Automatyki, Elektroniki i Informatyki Politechniki Śląskiej w Gliwicach. Był wybitnym specjalistą od komputerowych systemów sterowania lotem samolotów. W swojej pracy naukowej zajmował się również tematyką z zakresu teleinformatyki w transporcie lotniczym. Był specjalistą od precyzyjnej nawigacji satelitarnej dla lotnictwa, specjalizował się też w kwestiach światowych i europejskich instytucji i organizacji transportu lotniczego oraz w przepisach lotniczych krajowych i unijnych. W latach 90. był wicewojewodą katowickim. Z jego inicjatywy powstało Górnośląskie Towarzystwo Lotnicze, które pod jego nadzorem doprowadziło do uruchomienia i rozbudowy Międzynarodowego Portu Lotniczego "Katowice" w Pyrzowicach. W latach 1998-2001 jako ekspert sejmowej Komisji Transportu i Łączności oraz doradca kolejnych ministrów transportu i gospodarki morskiej uczestniczył w opracowaniu projektu prawa lotniczego. Od listopada 2005 do grudnia 2007 roku pełnił funkcję wiceministra w resorcie transportu. Ostatnio zaangażowany był w tworzenie Centrum Kształcenia Kadr Lotnictwa Cywilnego Europy Środkowo-Wschodniej przy Politechnice Śląskiej. Wróbel był specjalistą od programowania w asemblerze, współautorem publikacji o zastosowaniu odbiornika PolaRx3 firmy Sentrino w nawigacji samolotów. Jest to różnicowy odbiornik nawigacji satelitarnej GPS działający na dwóch częstotliwościach i sygnałach o bardzo wysokiej precyzji, odporny na zakłócenia zewnętrzne. Eugeniusz Wróbel niedawno był moderatorem na międzynarodowej konferencji poświęconej problemom nawigacji lotniczej. W prywatnych rozmowach podawał w wątpliwość, że wrak na Siewiernym to Tu-154 Lux o numerze bocznym 101. Jak podkreślił w rozmowie z nami poseł Jerzy Polaczek (PiS), minister transportu w rządzie PiS, który blisko współpracował z Eugeniuszem Wróblem, już wiadomość o zaginięciu wzbudziła jego niepokój, a informacje o okolicznościach śmierci sugerujących udział w zdarzeniu jego syna przyjmuje z niedowierzaniem. Jak zaznacza, Eugeniusz Wróbel miał wzorową rodzinę, dorosłe dzieci, usamodzielnione i zawodowo czynne. Był osobą bardzo zaangażowaną, także w kwestie związane z katastrofą smoleńską, służył swoim doświadczeniem i wiedzą na temat lotnictwa. Polaczek konsultował z nim treść części interpelacji poselskich kierowanych w sprawie wyjaśnienia przyczyn katastrofy samolotu z prezydentem RP na pokładzie. - Był w tym temacie wyjątkowo na bieżąco. Mogę śmiało powiedzieć, że Eugeniusz był jedną z niewielu osób w kraju, które w sensie intelektualnym i przedmiotowym byłyby w stanie formułować wnioski i uwagi, słowem - odnosić się do całokształtu raportu MAK - ocenił. Z ustaleń prokuratury wynika, że Eugeniusz Wróbel został zamordowany we własnym domu, a jego ciało wrzucono do Zalewu Rybnickiego. Do zabójstwa przyznał się jego syn Grzegorz, który złożył obszerne wyjaśnienia, jednakże wczoraj w prokuraturze odwołał swoje wcześniejsze zeznania. Śledczy nie chcą podać, czy posiadają informacje wskazujące na udział innych osób w zbrodni oraz jaki był jej motyw. Marcin Austyn Powrót do góry AdministratorSite AdminDołączył: 04 Maj 2008Posty: 9123 Wysłany: Pią Paź 22, 2010 7:00 am Temat postu: Parodia przeprosin. Cytat: Prezydent: Pokażę Kaczyńskiemu dobrą wolę Czwartek, 21 października (20:48) Prezydent mówił w wywiadzie dla TVN i TVN24, że spodziewał się, iż szef PiS przyjdzie na spotkanie z nim, bo - jak tłumaczył - wydawało mu się, że takie wydarzenie, do jakiego doszło w biurze PiS w Łodzi, to dobry moment na nowy początek. Po tym, gdy we wtorek w łódzkiej siedzibie PiS zastrzelony został jeden z pracowników biura, a drugi ciężko raniony, prezydent zaprosił szefów partii i klubów na rozmowy poświęcone ograniczeniu agresji w polityce. W czwartek chciał porozmawiać z Jarosławem Kaczyńskim - szef PiS na spotkanie nie przyszedł. - Zastanawiam się, może wykonam nawet telefon, może przez telefon będzie łatwiej rozmawiać. Postaram się zrobić jeszcze jakieś ruchy, takie gesty, które by świadczyły o mojej dobrej woli - powiedział Komorowski. Jak dodał, nie traci nadziei, że nastąpi zmiana sposobu myślenia Jarosława Kaczyńskiego. Zadeklarował, że każdy sygnał ze strony lidera PiS do rozmowy, będzie przez niego przyjęty dobrze. Ja nikogo za rękę nie wezmę i do prezydenta nie zaprowadzę - w ten sposób premier Donald Tusk odniósł się w czwartek do informacji, że prezes PiS Jarosław Kaczyński nie przyjął zaproszenia Bronisława Komorowskiego na spotkanie w Pałacu Prezydenckim. więcej » Na sugestię, że Kaczyński nie przyszedł na spotkanie, bo ze strony PO nie padły słowa "przepraszam" pod jego adresem, powiedział: "Zrobimy eksperyment: ja bardzo serdecznie przepraszam". - Jestem skłonny przeprosić za Janusza Palikota, jestem skłonny przeprosić za Antoniego Macierewicza, za pana Kurskiego, za Stefana Niesiołowskiego, za moje wypowiedzi i zobaczymy co z tego wyniknie - powiedział prezydent. Zapytał jednak zaraz dziennikarkę prowadzącą wywiad, czy jest przekonana, że zmieni to stanowisko Kaczyńskiego. Prezydent mówił, że wydawało mu się, iż na spotkaniach z liderami partii będzie mógł liczyć na zrozumienie propozycji mających prowadzić do zademonstrowania jedności polityków w potępieniu zbrodni. Jako przykład podał ewentualną wspólną obecność w uroczystościach pogrzebowych ofiary zdarzenia w Łodzi, czy wspólne uczestnictwo w marszu potępiającym przemoc w polityce. - Chciałem rozmawiać i o kwestiach zaznaczenia obecności innych sił politycznych w obliczu dramatu, także w uroczystościach pogrzebowych, ale to wymagałoby akceptacji rodziny, ale także pomocy w uczestnictwie ze strony PiS - powiedział Komorowski. - Ja zrobię swoje. Wyjdę z całym szeregiem inicjatyw, które by sprzyjały obniżeniu temperatury agresji politycznej. Wyjdę z propozycjami, według mnie, bardzo daleko idącymi w stronę oczekiwań szeroko pojętego zaplecza emocjonalnego PiS. Mam na myśli kwestię wspólnego organizowania marszy przeciw stosowaniu siły w polityce, czy uczestnictwa w uroczystościach żałobnych - zapowiedział. Prezydent powiedział, że przewiduje też spotkanie z KRRiT, a także środowiskami dziennikarskimi, aby rozmawiać o tym, by w mediach występowało mniej było osób, "które budują złe wzorce do naśladowania". źródło informacji: Powrót do góry Pawel SabudaDołączył: 02 Lis 2008Posty: 368 Wysłany: Pią Paź 22, 2010 8:20 am Temat postu: Każdy Ryszard C. - to kpt. SB Ryszard Caba. A każdy JAKUB P. - to nie kto inny, tylko Kubuś Puchatek . Przepraszam, czy wtym kraju jest jeszcze jakiś lekarz? Trzeba natychmiast znowelizować Konstytucję. Nasze państwo ma się od jutra nazywać: Rzeczpospolita Płacząca im. Lecha Kaczyńskiego. _________________Pawel Sabuda Powrót do góry Wyświetl posty z ostatnich: Forum Strona Główna -> ARCHIWUM Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)Idź do strony 1, 2 Następny Strona 1 z 2 Skocz do: Nie możesz pisać nowych tematówNie możesz odpowiadać w tematachNie możesz zmieniać swoich postówNie możesz usuwać swoich postówNie możesz głosować w ankietachMożesz dodawać załączniki na tym forumMożesz ściągać pliki na tym forum Załóż bezpłatnie forum phpbb2 lub phpbb3 na kolekcja sukienek na wesele od sklep z kosmetykami dla mężczyzn - stylizacje od Avomoda na 2022 Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group Look up the German to Polish translation of Wind sät Sturm ernten in the PONS online dictionary. Includes free vocabulary trainer, verb tables and pronunciation function. Cytat Definicja Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę co to znaczy w Słownik powiedzenia K . Głębokie wyjaśnienie: Pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy co to jest. Ściany uszy mają definicja. Ostatnich gryzą psy co znaczy. Co kraj, to obyczaj słownik. Nie zmienia się koni w pół drogi znaczenie. Stara miłość nie rdzewieje czym jest. Żołnierz strzela, Pan Bóg kule nosi co to jest. Mowa jest srebrem, a milczenie złotem definicja. Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie co znaczy. Żeby kózka nie skakała, to by nóżki nie złamała słownik. Baba w progi, cisza w nogi znaczenie. Śmiałym szczęście sprzyja czym jest. Za ojców błędy pokutują co to jest. Ja o szydle, ty o mydle definicja. Daj kurze grzędę, ona: "jeszcze wyżej siędę" co znaczy. Nie zawrócisz kijem Wisły słownik. Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci znaczenie. Pies psu ogona nie odgryzie czym jest. Czyny przemawiają głośniej niż słowa co to jest. Nie chwal dnia przed zachodem słońca informacje. Dodano: 9 września 2019 Autor: Redaktor
\n \n\n kto wiatr sieje zbiera burzę
Dwukrotnie dzisiaj dowiedziałem się, że kto sieje wiatr – ten zbiera burzę. Najpierw poszło o Władysława Bartoszewskiego i o motłoch”. W „Loży Prasowej” TVN 24 Piotr Skwieciński powiedział: „Bartoszewski uczynił sobie hobby z obrażania ludzi. Od kilku lat siał wiatr, niech się nie dziwi, że zaczął zbierać burzę”. Przypomnijmy, że Bartoszewski nazwał tak ludzi W dyskusji wywołanej nowelizacją ustawy o IPN zwracano uwagę przede wszystkim na konsekwencje dla stosunków polsko-izraelskich oraz relacji polsko-żydowskich. Umknął przy tym problem relacji polsko-ukraińskich. Obrońcom znowelizowanej ustawy o IPN wydaje się, że jej przeciwnicy nie potrafią czytać ze zrozumieniem oraz że występują przeciwko niej w jednym tylko celu: by szkalować Polskę. Tym samym nie tyle odmawiają im prawa głosu, ile sugerują, że krytycy są niezbyt rozgarnięci oraz że przejawiają złą wolę (choć w domyśle jest tu: nie są prawdziwymi Polakami). Tą drogą toczy się w Polsce od jakiegoś czasu wiele dyskusji, których nie da się już określić mianem debaty – w tej bowiem zakłada się elementarny szacunek dla adwersarza. Trudno też uznać za novum posądzenie o brak patriotyzmu wszystkich tych, którzy ośmielają się twierdzić, że wprowadzenie w życie tej ustawy wpłynie negatywnie zarówno na polskie relacje międzynarodowe, jak i sytuację wewnętrzną. Moim zdaniem jej efekt będzie trwał dłużej niż sama ustawa, nie mówiąc już o dyskusji wokół niej. Jeśli więc zabieram głos w tej sprawie, to bez nadziei, że zostanie on wysłuchany i przeanalizowany przez grono zwolenników ustawy (najprawdopodobniej wejdzie ona w życie jeszcze w tym miesiącu). Chciałabym jednak, aby mój głos usłyszeli ci, którzy krytykując jedne zapisy ustawy, pomijają szkodliwość innych. Widmo banderyzmu Zacznę od kontekstu, w jakim uchwalono ustawę: stało się to dokładnie w pięć dni po wyemitowaniu w programie TVN „Superwizjer”, poświęconego neonazistom i fali wzburzenia, jaka przeszła przez kraj. Prominentni politycy najpierw próbowali dać odpór, a gdy to nie wyszło, postanowili zamieść problem pod dywan. Zaczęło się od powtarzanego z uporem godnym lepszej sprawy, że to „margines marginesu”. Od obrony przechodzili też do ataku: okazało się, że winna jest stacja telewizyjna, gdyż należało natychmiast zawiadomić prokuraturę, a nie czekać wiele miesięcy z emisją materiału (oprócz oczywistej manipulacji, była w tym także insynuacja). Okazało się też, że winna jest PO, za czasów której Duma i Niepodległość uzyskała rejestrację. Przypuszczam, że tego rodzaju „argumentacja” nie przekonała nawet zwolenników ustawy. Wtedy właśnie zapadła decyzja, że należy posłużyć się narzędziem opisywanym przez psychologów jako mechanizm projekcji. W ZSRR w takich wypadkach odpowiadano: „a u was biją murzynów”. Uchwalenie tej ustawy było odwróceniem uwagi od wewnętrznego problemu agresywnego nacjonalizmu w Polsce. Miało skierować uwagę opinii publicznej na „dyżurny” temat rozliczenia z ukraińskim nacjonalizmem. Spodziewano się ostrej reakcji ze strony ukraińskiej, ale nie z Izraela Na podorędziu był projekt nowelizacji ustawy, leżący w sejmowej zamrażarce od gorącego lata 2016 roku, kiedy to podjęto uchwałę, że zbrodnie popełnione wobec ludności polskiej na Wołyniu były ludobójstwem. Uchwała ta zdaniem pomysłodawców pozwalała „nadrobić stracone ostatnie dwadzieścia kilka lat, podczas których państwo polskie nie potrafiło we właściwy sposób oddać hołdu pomordowanym Polakom i obywatelom innych narodowości na Wołyniu i Kresach Południowo-Wschodnich II RP”. W ten sposób skwitowano ćwierć wieku trwające wysiłki – podejmowane i na najwyższych szczeblach państwowych, i na poziomie lokalnym, i przez gremia naukowe, i przez reprezentantów społeczeństwa obywatelskiego. Niestety, od tamtej pory przytoczone przekonanie stało się powszechne, podobnie jak twierdzenie, że ukraiński nacjonalizm stanowi zagrożenie dla interesów państwa polskiego. Widmo banderyzmu na tyle przesłania realny obraz Ukrainy i Ukraińców, że coraz trudniej jest dotrzeć z argumentem popartym badaniami ukraińskiej opinii publicznej: Polska i Polacy są krajem i narodem najbardziej lubianym i podziwianym przez Ukraińców. Nie trafia też argument polityczny – do Rady Najwyższej Ukrainy partia nacjonalistyczna nie weszła i nawet populiści nie są w stanie tam nic ugrać antypolską kartą. Argument geopolityczny opatrzony etykietką „doktryna Giedroycia” właśnie ku chwale Ojczyzny odłożono do lamusa. Reasumując uwagi na temat kontekstu: uchwalenie tej ustawy w moim przekonaniu było odwróceniem uwagi od wewnętrznego problemu, jakim jest narastający w Polsce agresywny nacjonalizm i skierowaniem uwagi opinii publicznej na temat, który stał się dyżurnym, jeśli chodzi o polską politykę historyczną: rozliczenie z ukraińskim nacjonalizmem. Spodziewano się ostrej reakcji ze strony ukraińskiej, ale nie z Izraela. Zaiste, kto sieje wiatr, burzę zbiera. Kłamstwo wołyńskie Pora przejść do analizy tekstu. Jak już wspomniałam, w trakcie ubiegłotygodniowej dyskusji krytykowano przede wszystkim zapis art. 55 a rozdziału 6 c (Ochrona dobrego imienia Rzeczypospolitej Polskiej i Narodu Polskiego), w szczególności pytano, „dlaczego ofiary i świadkowie Zagłady mają ważyć słowa, by nie podpaść organom ścigania?”. Wyrażano także wątpliwość co do możliwości ścigania przestępstw z art. 55 a poza granicami kraju (por. w szczególności zamieszczony tu komentarz Zbigniewa Nosowskiego, wskazujący na niejasności oraz możliwości nadużyć). W dyskusji pominięto natomiast zapis z art. 1, w którym do punktu 1 a, określającego zakres działań IPN, po zbrodniach nazistowskich i komunistycznych, a przed innymi przestępstwami stanowiącymi zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości lub zbrodnie wojenne, dodano zapis: „zbrodnie ukraińskich nacjonalistów i członków ukraińskich formacji kolaborujących z Trzecią Rzeszą Niemiecką”. W punkcie 2 zaś zbrodnie te zdefiniowano jako „czyny popełnione przez ukraińskich nacjonalistów w latach 1925–1950, polegające na stosowaniu przemocy, terroru lub innych form naruszania praw człowieka”, jak też „udział w eksterminacji ludności żydowskiej oraz ludobójstwie na obywatelach II Rzeczypospolitej na terenach Wołynia i Małopolski Wschodniej”. Jak się ma kontrowersyjna nazwa „Małopolska Wschodnia” do 1950 roku – bliżej nie wiadomo. Przypomnę, że ten niemający podstaw historycznych termin wprowadzono w dwudziestoleciu międzywojennym bynajmniej nie tylko po to, by odciąć się od „terminu zaborcy” czyli Galicji, ale przede wszystkim po to, by nawet w nazwie zaznaczyć polskość tych ziem. Chodziło nie o Jana Tomasza Grossa. I nie o Wołodymyra Wiatrowycza. Chodziło o wszystkich myślących inaczej, niż nakazuje martyrologiczna wizja dziejów Biuro Analiz Sejmowych w opinii z 7 listopada 2016 r. stwierdziło, że wniesiona nowelizacja „nie rodzi zastrzeżeń merytorycznych” i „w pełni zasługuje na aprobatę”, uchylając zastrzeżenia poczynione przez Prokuraturę Generalną (w szczególności trudności z definicją prawną pojęcia „ukraiński nacjonalista” oraz ramy czasowe 1925–1950). Na posiedzeniu komisji sejmowej, które odbyło się następnego dnia i na które powołano ekspertów: prof. Włodzimierza Osadczego, prof. Czesława Partacza oraz dr. Wojciecha Muszyńskiego uznano za bezpodstawne zastrzeżenia zgłoszone przez posła PO Marcina Święcickiego. Jeden z inicjatorów nowelizacji, poseł Kukiz ’15 Tomasz Rzymkowski, określił jasno cel: „penalizujemy pojęcie „kłamstwa wołyńskiego”. Nie pozostawił też złudzeń, że penalizacja ta stanie się narzędziem walki politycznej: „często wypowiedzi publiczne, między innymi pana posła [tu chodziło o Marcina Święcickiego – podważają fakt ludobójstwa na Wołyniu i temu między innymi ma służyć ta ustawa, aby te i inne bzdury nie były powtarzane w polskiej przestrzeni publicznej”. Dlatego uważam, że nie ma racji prof. Andrzej Friszke, twierdząc – w oparciu o streszczenie innego posiedzenia komisji – że „ustawę uchwalono, by mieć narzędzie uderzenia w Grossa i podobnymi tematami się zajmujących”. Chodziło nie o Jana Tomasza Grossa. I nie o Wołodymyra Wiatrowycza [szef ukraińskiego odpowiednika IPN – red.]. Chodziło o wszystkich myślących inaczej, niż nakazuje martyrologiczna wizja dziejów. Można by mnożyć przykłady wypowiedzi, które w świetle ustawy będą podlegać penalizacji. Ścigani mogą być nie tylko publicyści (o czym pisał Zbigniew Nosowski). Ścigane z urzędu czy na podstawie doniesienia organizacji pozarządowej mogą być także osoby – świadkowie historii nagrywani w ramach licznych projektów historii mówionej, jeśli ośmielą się wspomnieć, że byli ofiarami przemocy z rąk Polaków. Od tej pory takie upublicznione nagrania (np. Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie, Instytutu Yad Vashem, czy mniej znane, ale na bieżąco uzupełniane kolekcje ukraińskie) będą mogły stać się przedmiotem śledztwa. Ofiara raz jeszcze będzie przechodziła piekło. Właśnie popełniam przestępstwo Na posiedzeniu w listopadzie 2016 r. poseł Tomasz Rzymkowski stwierdził także, że „zamordowanych zostało ponad 160 tysięcy naszych rodaków w wyjątkowo brutalny sposób. Zamordowani oni zostali przez przedstawicieli narodu ukraińskiego […] Wszystkie inne zbrodnie dokonane na narodzie polskim nie miały takiej skali, jak ta dokonana na ludności Wołynia, Małopolski Wschodniej i części województw mieszczących się na terenie dzisiejszych województw lubelskiego i podkarpackiego”. Wypowiedź ta – nawet jeśli zapomnieć na chwilę o uwłaczającym sformułowaniu o dopuszczających się masowych mordów „przedstawicielach narodu ukraińskiego” – nie ma nic wspólnego z wiedzą historyczną: zarówno jeśli chodzi o skalę popełnionych zbrodni, jak i proporcje (wszak według posła Rzymkowskiego wszystkie inne zbrodnie – czyli nazistowskie i komunistyczne – ustępują wobec zbrodni wołyńskiej). Według posła Rzymkowskiego wszystkie inne zbrodnie na narodzie polskim – także nazistowskie i komunistyczne – ustępują wobec zbrodni wołyńskiej Jednak za to właśnie zdanie – w świetle uchwalonej ustawy – można pociągnąć mnie do odpowiedzialności karnej. Dlaczego? Po pierwsze, wypowiedź moja nie jest działalnością naukową, lecz publiczną; po drugie zaś „zaprzecza ustalonym faktom” (proszę bardzo, oto gotowy materiał na donos). Kto będzie decydował o tym, jakie fakty są ustalone i czy wypowiedź pozostaje z nimi w sprzeczności? Eksperci? Przez kogo powoływani? Ekspert powołany przez posła Tomasza Rzymkowskiego, prof. Włodzimierz Osadczy, w trakcie posiedzenia komisji stwierdził: „Obecnie na Ukrainie szerzy się ideologia nacjonalizmu i staje się obowiązującą ideologią państwową. […] Edukacja w duchu banderowskim na Ukrainie trwa od przedszkola do lektur naukowych”. Zaprzeczam temu z całą stanowczością. Czy i za to zostanę pociągnięta do odpowiedzialności karnej? Ukrainiec ≠ nacjonalista Przejdźmy jednak od wymiaru indywidualnego do zbiorowego. Od półtora roku narasta wobec ukraińskiej mniejszości w Polsce agresja słowna, którą można by porównać z nagłym wybuchem antysemickich wypowiedzi w ubiegłym tygodniu. Zrównanie zbrodni nacjonalistów ze zbrodniami nazistowskimi czy komunistycznymi – co uczyniono w ustawie – zwiększy, a nie zmniejszy skalę agresji. Znak równości między słowami Ukrainiec i nacjonalista w publicznych wypowiedziach stał się nagminny. Jaki będzie skutek? W szybkim tempie doprowadzimy do stygmatyzacji nie tylko obywateli polskich pochodzenia ukraińskiego, którzy do dziś żyją z traumą zbrodni komunistycznej, jaką była Akcja Wisła. Teraz – jeśli tylko ośmielą się o niej mówić – zaraz się okaże, że „pomniejszają zbrodnie ukraińskich nacjonalistów”, że „relatywizują”. To przecież powszechna praktyka nie tylko na forach internetowych, ale i w publicznych wypowiedziach niektórych polityków. Teraz ci, pożal się Boże, „tropiciele banderyzmu” dostali poręczne narzędzie. Cóż, ukraińska mniejszość w Polsce jest słaba i bardzo nieliczna. Nieliczna i słaba wskutek represyjnej i asymilacyjnej polityki władz komunistycznych wobec Ukraińców. Nieliczna i milkliwa także wskutek „gęby banderyzmu”, przyprawianej konsekwentnie przez całe powojenne pięćdziesięciolecie. Jedni woleli opuścić kraj, inni woleli się nie wyróżniać. Efekt jest taki, że obywateli polskich ukraińskiego pochodzenia jest w naszym kraju nieco ponad 30 tysięcy. Zamiast docenić stonowane oświadczenie MSZ Ukrainy i wypowiedź prezydenta Poroszenki poczytuje się je po stronie polskiej za słabość A co z ukraińskimi „uchodźcami” – tym milionem czy dwoma, jak twierdzą urzędujący politycy? (żarty na bok: z oficjalnych danych statystycznych wynika, że migrantów jest kilkaset tysięcy, a status uchodźcy uzyskało zaledwie kilkadziesiąt osób). Oni także będą woleli się nie wyróżniać, tym bardziej, że ich status jest inny niż obywateli polskich. Zawsze jednak mogą zagłosować nogami. Ci bardziej wykształceni czy po prostu bardziej mobilni wybiorą inny kraj. „Niech jadą!” – takie głosy padają coraz częściej. Może skorzystają z tej „dobrej rady”, by tak to eufemistycznie ująć. Wrócą na Ukrainę. Tyle że z nową polską traumą. Czy naprawdę na tym nam zależy? Ludzie dialogu do narożnika Co przyjęcie znowelizowanej ustawy będzie oznaczać dla relacji polsko-ukraińskich? Przede wszystkim kolejne ochłodzenie, choć raczej nie zostaną podjęte kroki analogiczne do tych, jakie poczyniono w Izraelu. Ukraińscy politycy, prezydent i minister spraw zagranicznych studzą emocje. Zamiast to docenić, po stronie polskiej stonowane oświadczenie MSZ Ukrainy oraz wypowiedź prezydenta Poroszenki poczytuje się za słabość. Dlaczego? Zapewne polscy politycy uważają, że Ukraina – tocząca wojnę z Rosją – będzie zmuszona do ustępstw (nota bene, Ukraińców, którzy przypominają o sytuacji swego kraju, strofuje się: „przestańcie się obnosić ze swoją martyrologią!”). Niektórzy twierdzą butnie, że to Ukraina bardziej potrzebuje Polski, niż Polska Ukrainy (jak ostatnio się okazało, Izrael też bardziej potrzebuje Polski). Co to ma wspólnego z partnerstwem strategicznym? Może mi ktoś wytłumaczy, bo ja nie wiem. Na Ukrainie również coraz częściej te stonowane oświadczenia poczytuje się nie za zaletę, a za słabość. Coraz głośniejsi są ci, którzy nawołują do ostrej odpowiedzi. Paradoksem jest, że przyjęcie tej ustawy, jak też ubiegłoroczne wypowiedzi ministra Witolda Waszczykowskiego i prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, prawdopodobnie w końcu doprowadzą do efektu kumulacji. Wzmocnią nacjonalistów, a ludzi dialogu zepchną w narożnik. Ale w Polsce znowu będzie się twierdzić, że wszystkiemu są winni ukraińscy nacjonaliści. Bo źdźbło w oku bliźniego łatwiej dostrzec niż belkę we własnym. Jeśli zaś chodzi o wymiar historyczny czy kwestię upamiętnienia ofiar, to również ustawa nie przyniesie niczego dobrego. Nastąpi zamrożenie dialogu historyków, bo kto będzie ryzykować przyjazd do Polski? Fakty będą zatem ustalane jednostronnie. Część polityków (by przywołać tylko jedną, już cytowaną wypowiedź posła Kukiz ’15), a także część historyków uważa, że fakty już zostały ustalone. Zatem każdy, kto zechce podjąć nowe badania na ten temat, stanie się potencjalnym przestępcą. Między bajki można włożyć zapis znowelizowanej ustawy (art. 55a, ust. 3), mówiący „Nie popełnia przestępstwa czynu zabronionego określonego w ust. 1 i 2, jeżeli dopuścił się tego czynu w ramach działalności artystycznej lub naukowej”. To martwy przepis. Nie tylko autor, ale i wydawca takiej książki czy artykułu narażać się będzie na długotrwałe postępowanie sądowe. Nie o wstawanie z kolan zatem chodzi, lecz o pełzającą cenzurę – najpierw dotyczącą jednej kwestii, co do której panuje ogólna zgoda (nie dla „polskich obozów śmierci”), potem następnej, w której właśnie zapanowała ogólnonarodowa zgoda (zbrodnia wołyńska jako ludobójstwo). Ani się nie obejrzymy, jak nie będzie wolno podważyć przewodniej roli partii. PS. Jestem profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, profesorem i członkiem Rady Naukowej Instytutu Slawistyki PAN oraz członkiem Polskiego PEN Clubu. Wymienione instytucje macierzyste nie ponoszą jednak odpowiedzialności za moje słowa – i wnoszę o niepociąganie ich do odpowiedzialności karnej.
\n\n\n kto wiatr sieje zbiera burzę
KTO SIEJE WIATR TEN ZBIERA BURZĘ. skarbybiblii Bez kategorii 27 sierpnia, 2013 2 Minutes. 28 sierpnia. KTO SIEJE WIATR…. „Potem rzekł: Pewien człowiek miał dwóch synów. I rzekł młodszy z nich ojcu: Ojcze, daj mi część majętności, która na mnie przypada. Wtedy ten rozdzielił im majętność.
kto sieje wiatr, ten zbiera burzę Definition in the dictionary Polish Definitions kto wywołuje zamęt, niezgodę, może sam paść ofiarą swoich poczynań Chcesz mnie sprowokować swoim zachowaniem? Pamietaj, że kto sieje wiatr, ten zbiera burzę! Synonyms kto wiatr sieje · zbiera burzę kto wywołuje zamęt, niezgodę, może sam paść ofiarą swoich poczynań grammar nieodm. nieodmienny Examples — krzyknął głośno. — Bo, doktorze Theissen, kto sieje wiatr, ten zbiera burzę! Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę Literature Kalendarz z proroczym przysłowiem „Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę” pokazywał datę 19 sierpnia 1914 roku. Literature Ale niech pan nie zapomina, kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. Literature „Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę” Literature Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę”. Literature Jesli mowa o twojej zonie... " Kto sieje wiatr, ten zbiera burze ". Available translations Authors
Chi semina vento raccoglie tempesta – Kto wiatr sieje, zbiera burzę. 13. Chi ben comincia è già a metà dell’opera – Dobry początek to połowa sukcesu. 14. Chi tace acconsente – dosłow.: kto milczy zgadza się (milczenie oznacza zgodę) 15. Chi si scusa si accusa – winny się tłumaczy. 16.
Holenderski komisarz Frank Timmermans siał burzę przeciwko Polsce wiele razy, aż w końcu z wiatru antypolonizmu zrobiła się burza, która zmiotła marzenia Niderlandczyka o szefowaniu Komisji Europejskiej. Lewicowy premier Włoch Matteo Renzi chciał wzmocnić swoją władzę, zasiał wiatr referendum konstytucyjnego, będąc pewny wygranej, i zebrał burzę porażki i zgilotynowania go jako szefa rządu Italii. Z kolei konserwatywny premier Wielkiej Brytanii zasiał wiatr brexitu i zebrał burzę pakowania manatków z 10 Downing Street. Czy opozycja w Polsce, siejąc wiatr hejtu wobec prezydenta RP, zbierze burzę wyborczej porażki w maju 2020? Źródło: Przewodniczący odwołany, Zarząd Województwa bez wotum zaufania i absolutorium! | JKR: MG ostrzegał: „KTO SIEJE WIATR TEN, ZBIERA BURZĘ” 30 czerwca 2023 | Echo Dnia Maciej Barwinek 29 czerwca 2023 | infoBusko.pl Jarosław Kruk 29.06.2023 |
Μετάφραση του kto wiatr sieje, zbiera burzę στο λεξικό Πολωνικά - Ελληνικά: όποιος σπέρνει ανέμους, θερίζει θύελλες. Το kto wiatr sieje, zbiera burzę σε μεταφράσεις εντός πλαισίου έχει βρεθεί τουλάχιστον 6 φορές. kto wiatr sieje, zbiera burzę kto mąci, sieje zamieszanie i zamęt naraża się na niemiłe konsekwencje swych własnych poczynań μεταφράσεις kto wiatr sieje, zbiera burzę Προσθήκη όποιος σπέρνει ανέμους, θερίζει θύελλες pl kto mąci, sieje zamieszanie i zamęt naraża się na niemiłe konsekwencje swych własnych poczynań Παρόμοιες φράσεις Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. Αν καλέσεις την ορχήστρα, θα πληρώσεις τον μαέστρο. Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. Ακούγεται πως θερίζεις ό, τι έσπειρες. Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. Όποιος σπέρνει ανέμους, θερίζει θύελλες. Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. Ας κοιμηθεί όπως έστρωσε. Jesli mowa o twojej zonie... " Kto sieje wiatr, ten zbiera burze ". Αν μιλάς για τη γυναίκα σου, σημαίνει πως οι κότες γυρνάνε σπίτι για να κουρνιάσουν. Ο κατάλογος των πιο δημοφιλών ερωτημάτων: 1K, ~2K, ~3K, ~4K, ~5K, ~5-10K, ~10-20K, ~20-50K, ~50-100K, ~100k-200K, ~200-500K, ~1M

Już jego tytuł nawiązuje przecież do słynnego wersetu z Księgi Ozeasza, który w Biblii Tysiąclecia przetłumaczono następująco: „Oni wiatr sieją, zbierać będą burzę”. Dzieło Kramera uświadamia nam jednak przede wszystkim, jak niewiele trzeba, by święta księga (której lektura sprawiać powinna, że stajemy się lepszymi

Hanna Zdanowska, prezydent Łodzi walczy jak lwica o pieniądze na budowę EC1 (szczegóły na stronie Dziennika Łódzkiego) . Walczy w interesie swojego miasta i jego mieszkańców. W grę wchodzi ok. 7 mln. zł. A jak jest w Bełchatowie? Tu o zagrożoną unijną dotację na modernizację oczyszczalni ścieków nie walczy nikt - ani prezes WodKanu, ani pani Prezydent nie kiwnęli nawet palcem w tej sprawie. Decyzję instytucji kontrolującej przyjęli spolegliwie, w mediach krzyczą, że wszystkiemu winni poprzednicy, a spółka i mieszkańcy tracą... Zdanowska bez wahania korzysta z prawnych możliwości, które jej przysługują. Wyczerpała już wszystkie ścieżki procedury odwoławczej i teraz idzie do sądu. Mówi Błażej Moder, dyrektor instytucji EC1 Łódź - Miasto Kultury. - Stanowczo nie zgadzamy się ze stanowiskiem Urzędu Marszałkowskiego i w listopadzie skierujemy skargę do sądu administracyjnego. Nie znajdujemy podstaw formalnych i prawnych do naliczenia korekty. Mamy nadzieje ze sąd podzieli nasze stanowisko odnośnie zaistniałej sytuacji. Czytaj więcej: Zupełnie inną postawę przyjmuje Bełchatów! Gdy Departament Kontroli poinformował o możliwości naliczenia korekty, gdyż podpisany z wykonawcą aneks może stanowić naruszenie, prezes Kopek... organizuje konferencję prasową i obwieszcza, że korekta jest faktem a spółka z winy poprzedników traci ok. 1,5 mln zł. To działanie tym bardziej absurdalne, że spółka dysponuje kilkoma ekspertyzami prawnymi, opracowanymi przez autorytety branżowe oraz z zakresu prawa zamówień publicznych, które podważają taki wniosek Departamentu Kontroli!!! Edward Olszewski i Ryszard Błażejewski wzywali panią Prezydent, by uruchomiła procedurę odwoławczą - wszystko na nic. Prezydent w ogóle na apele wieloletnich prezesów Wod-Kanu, którzy unijne procedury znają na wylot, nie reagowała... Żadnego odwołania nie było. UNIJNE DOFINANSOWANIE DLA WOD-KANU ZAGROŻONE?! Prezes Kopek świadomie działa na szkodę spółki? Czy kontrakt 10, który prezes Kopek "położył" może rozłożyć cały wielki projekt rozbudowy i modernizacji oczyszczalni ścieków? Realizacja tej inwestycji miała zakończyć się w maju br. - mamy listopad, zadanie jest "rozgrzebane", wykonawca zszedł z placu budowy, a prezes Kopek najwyraźniej nie ma pojęcia jak z problemem sobie poradzić. Kłopot w tym, że unijne pieniądze na to zadanie możemy dostać tylko do końca 2015 roku - WodKan może (a nawet MUSI) zrealizować to zadanie w terminie późniejszym tyle, że wtedy nie dostanie już ani złotówki z unijnego portfela. Za wszystko będzie musiał zapłacić ze środków własnych... Skąd ten problem? Nie mamy pewności, bo władze na pytania radnych PLUSa odpowiadają ogólnikowo i wymijająco... Przypuszczamy, że winę za to ponosi kolejne zaniedbanie i niedopełnienie obowiązków przez prezesa Kopka. Otóż: wyłoniony w drodze przetargu wykonawca zwrócił się do WodKanu o tzw. gwarancję płatności - zgodnie z Kodeksem Cywilnym ma do tego prawo. Prezes Kopek z niewyjaśnionych powodów nie daje mu tej gwarancji. Skutek tego jest opłakany - w maju wykonawca schodzi z placu budowy z winy zamawiającego (czyli Wod-Kanu). Gdyby gwarancja płatności została dostarczona WodKan byłby panem sytuacji - wykonawca musiałby dokończyć inwestycję, a spółka mogłaby mu naliczyć kary umowne, które mogły wynieść ok. 1 mln. zł. Lecz w zaistniałej sytuacji mamy niedokończoną inwestycję, koszty poniesione na roboty zabezpieczające po zejściu wykonawcy, konieczność wykonania inwentaryzacji robót i uzgodnienia jej z wykonawcą, i najprawdopodobniej utratę unijnych pieniędzy na to zadanie... Kiedy kontrakt 10 zostanie zakończony? Na stronie internetowej spółki dziś znaleźliśmy informację, że przewidywany termin zakończenia inwestycji to 29 maja 2015. r. Radni PLUSa pytali o to prezesa Kopka - ten poinformował, że w październiku ogłosi przetarg na wykonawcę, który dokończy inwestycję. Mamy listopad, a ogłoszenia nie ma... "Od momentu ogłoszenia przetargu do podpisania umowy może minąć nawet rok - tak było w przypadku kontraktu 9" - informuje Ryszard Błażejewski, który od samego początku pracował przy projekcie. Terminy wydłużają się makabrycznie, a unijne dotacje uciekają nam sprzed nosa... Do jakich szkód doprowadzi Piotr Kopek przez swoją frustrację i ciągłe niedopełnianie obowiązków? Kopek ma pełną świadomość całej gamy błędów, które popełnił, a które kosztować będą miasto ogromne pieniądze. Odpowiedzialność za to ponosi pani prezydent - to ona jest Zgromadzeniem Wspólników spółki Wod-Kan, to ona powołała Radę Nadzorczą, która z kolei powołała Piotra Kopka na prezesa. Czy wyciągnie wobec niego konsekwencje?
Jak jest "wiatr" po grecku? Sprawdź tłumaczenia słowa "wiatr" w słowniku polsko - grecki Glosbe : άνεμος, αέρας, Άνεμος. Przykładowe zdania
Udane testy chińskich i koreańskich rakiet hipersonicznych Sieć Voltaire | Bukareszt (Rumunia) | 25 października 2021 Chinom i Koreańskiej Republice Ludowo-Demokratycznej udało się (w obu przypadkach przy pierwszej próbie) wystrzelić pocisk hipersoniczny, podczas gdy Stany Zjednoczone wciąż jeszcze próbują. Tylko Rosja dysponuje obecnie hipersoniczną technologią rakietową, co skłania wielu do przekonania, że Moskwa może uzbroić Pekin i Pjongjang. Stany Zjednoczone jednostronnie wycofały się z szeregu umów o ograniczeniu broni jądrowej, zawartych z Rosją. To był poważny błąd. „Financial Times” opublikował właśnie artykuł [1] [2], w którym stwierdzono, że Chiny przeprowadziły w sierpniu br. test broni hipersonicznej podobnej do rosyjskiej rakiety hipersonicznej „Авангард” („Awangarda”). Chiński płatowiec hipersoniczny prawdopodobnie został umieszczony na orbicie za pomocą rakiety dalekiego zasięgu. Następnie zastosowano procedurę hamowania, aby ponownie wprowadzić go w atmosferę ziemską, oraz manewry korygujące, które miały nakierować go na ostateczny cel. Chiński płatowiec kosmiczny może osiągnąć dowolny cel w dowolnym miejscu na planecie. Jego wysoka prędkość drastycznie skraca czas reakcji obrony przeciwrakietowej przeciwnika, gdy płatowiec znajduje się w jej zasięgu, i to do tego stopnia, że prawdopodobieństwo przechwycenia „Awangardy” jest prawie zerowe. Amerykańska „tarcza antyrakietowa” nie jest w stanie oprzeć się pociskom hipersonicznym, które mogą zmieniać parametry swojej trajektorii, czyli są w stanie manewrować. Stany Zjednoczone są całkowicie bezbronne wobec pocisków hipersonicznych, a do tego nie mają jeszcze takiej broni. Jeśli chodzi o Amerykanów i Rosjan, to zazwyczaj pierwsze 3-4 testy zaawansowanej broni nowego typu kończą się niepowodzeniem. Chińczycy osiągnęli swój cel podczas pierwszej próby. Pojawia się tu wiele pytań, w tym również takie: czy istnieje związek między wizytą [asystentki sekretarza stanu w amerykańskim Departamencie Stanu, szefowej Biura ds. Europy i Eurazji] Wiktorii Nuland w Moskwie a chińską próbą? [3] [1] «China’s leap in hypersonic missile technology shakes US intellligence», Demetri Sevastopoulo & Kathlin Hille, Financial Times, October 18, 2021.[3] „"Chiny, Rosja i reszta świata wiedzą, że mamy najpotężniejsze siły zbrojne w historii świata. Proszę się nie niepokoić, że oni (inne kraje) będą w stanie nas przewyższyć" – powiedział [prezydent] Biden w czasie rozmowy z wyborcami w telewizji CNN." – zob. „Biden wątpi, że Rosja przewyższy potencjał wojenny Stanów Zjednoczonych”, RIA Novosti, 22 października 2021. 1. Kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie. 2. Z próżnego, i Salomon nie naleje. 3. Kto sieje wiatr, zbiera burzę. 4. Lepsze dobre imię, niż bogactwa hojne. 5. W cudzym oku źdźbło, a w swoim belki nie widzi. 6. Kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada. 7. Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe. 8. Kto nie pracuje, ten nie je. 9.
UK PL “Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę” – Ola Hnatiuk W dyskusji wywołanej nowelizacją ustawy o IPN zwracano uwagę przede wszystkim na konsekwencje dla stosunków polsko-izraelskich oraz relacji polsko-żydowskich. Umknął przy tym problem relacji polsko-ukraińskich. Informuje o tym powołując się na Obrońcom znowelizowanej ustawy o IPN wydaje się, że jej przeciwnicy nie potrafią czytać ze zrozumieniem oraz że występują przeciwko niej w jednym tylko celu: by szkalować Polskę. Tym samym nie tyle odmawiają im prawa głosu, ile sugerują, że krytycy są niezbyt rozgarnięci oraz że przejawiają złą wolę (choć w domyśle jest tu: nie są prawdziwymi Polakami). Tą drogą toczy się w Polsce od jakiegoś czasu wiele dyskusji, których nie da się już określić mianem debaty – w tej bowiem zakłada się elementarny szacunek dla adwersarza. Trudno też uznać za novum posądzenie o brak patriotyzmu wszystkich tych, którzy ośmielają się twierdzić, że wprowadzenie w życie tej ustawy wpłynie negatywnie zarówno na polskie relacje międzynarodowe, jak i sytuację wewnętrzną. Moim zdaniem jej efekt będzie trwał dłużej niż sama ustawa, nie mówiąc już o dyskusji wokół niej. Jeśli więc zabieram głos w tej sprawie, to bez nadziei, że zostanie on wysłuchany i przeanalizowany przez grono zwolenników ustawy (najprawdopodobniej wejdzie ona w życie jeszcze w tym miesiącu). Chciałabym jednak, aby mój głos usłyszeli ci, którzy krytykując jedne zapisy ustawy, pomijają szkodliwość innych. Widmo banderyzmu Zacznę od kontekstu, w jakim uchwalono ustawę: stało się to dokładnie w pięć dni po wyemitowaniu w programie TVN „Superwizjer”, poświęconego neonazistom i fali wzburzenia, jaka przeszła przez kraj. Prominentni politycy najpierw próbowali dać odpór, a gdy to nie wyszło, postanowili zamieść problem pod dywan. Zaczęło się od powtarzanego z uporem godnym lepszej sprawy, że to „margines marginesu”. Od obrony przechodzili też do ataku: okazało się, że winna jest stacja telewizyjna, gdyż należało natychmiast zawiadomić prokuraturę, a nie czekać wiele miesięcy z emisją materiału (oprócz oczywistej manipulacji, była w tym także insynuacja). Okazało się też, że winna jest PO, za czasów której Duma i Niepodległość uzyskała rejestrację. Przypuszczam, że tego rodzaju „argumentacja” nie przekonała nawet zwolenników ustawy. Wtedy właśnie zapadła decyzja, że należy posłużyć się narzędziem opisywanym przez psychologów jako mechanizm projekcji. W ZSRR w takich wypadkach odpowiadano: „a u was biją murzynów”. Na podorędziu był projekt nowelizacji ustawy, leżący w sejmowej zamrażarce od gorącego lata 2016 roku, kiedy to podjęto uchwałę, że zbrodnie popełnione wobec ludności polskiej na Wołyniu były ludobójstwem. Uchwała ta zdaniem pomysłodawców pozwalała „nadrobić stracone ostatnie dwadzieścia kilka lat, podczas których państwo polskie nie potrafiło we właściwy sposób oddać hołdu pomordowanym Polakom i obywatelom innych narodowości na Wołyniu i Kresach Południowo-Wschodnich II RP”. W ten sposób skwitowano ćwierć wieku trwające wysiłki – podejmowane i na najwyższych szczeblach państwowych, i na poziomie lokalnym, i przez gremia naukowe, i przez reprezentantów społeczeństwa obywatelskiego. Niestety, od tamtej pory przytoczone przekonanie stało się powszechne, podobnie jak twierdzenie, że ukraiński nacjonalizm stanowi zagrożenie dla interesów państwa polskiego. Widmo banderyzmu na tyle przesłania realny obraz Ukrainy i Ukraińców, że coraz trudniej jest dotrzeć z argumentem popartym badaniami ukraińskiej opinii publicznej: Polska i Polacy są krajem i narodem najbardziej lubianym i podziwianym przez Ukraińców. Nie trafia też argument polityczny – do Rady Najwyższej Ukrainy partia nacjonalistyczna nie weszła i nawet populiści nie są w stanie tam nic ugrać antypolską kartą. Argument geopolityczny opatrzony etykietką „doktryna Giedroycia” właśnie ku chwale Ojczyzny odłożono do lamusa. Reasumując uwagi na temat kontekstu: uchwalenie tej ustawy w moim przekonaniu było odwróceniem uwagi od wewnętrznego problemu, jakim jest narastający w Polsce agresywny nacjonalizm i skierowaniem uwagi opinii publicznej na temat, który stał się dyżurnym, jeśli chodzi o polską politykę historyczną: rozliczenie z ukraińskim nacjonalizmem. Spodziewano się ostrej reakcji ze strony ukraińskiej, ale nie z Izraela. Zaiste, kto sieje wiatr, burzę zbiera. Kłamstwo wołyńskie Pora przejść do analizy tekstu. Jak już wspomniałam, w trakcie ubiegłotygodniowej dyskusji krytykowano przede wszystkim zapis art. 55 a rozdziału 6 c (Ochrona dobrego imienia Rzeczypospolitej Polskiej i Narodu Polskiego), w szczególności pytano, „dlaczego ofiary i świadkowie Zagłady mają ważyć słowa, by nie podpaść organom ścigania?”. Wyrażano także wątpliwość co do możliwości ścigania przestępstw z art. 55 a poza granicami kraju (por. w szczególności zamieszczony tu komentarz Zbigniewa Nosowskiego, wskazujący na niejasności oraz możliwości nadużyć). W dyskusji pominięto natomiast zapis z art. 1, w którym do punktu 1 a, określającego zakres działań IPN, po zbrodniach nazistowskich i komunistycznych, a przed innymi przestępstwami stanowiącymi zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości lub zbrodnie wojenne, dodano zapis: „zbrodnie ukraińskich nacjonalistów i członków ukraińskich formacji kolaborujących z Trzecią Rzeszą Niemiecką”. W punkcie 2 zaś zbrodnie te zdefiniowano jako „czyny popełnione przez ukraińskich nacjonalistów w latach 1925–1950, polegające na stosowaniu przemocy, terroru lub innych form naruszania praw człowieka”, jak też „udział w eksterminacji ludności żydowskiej oraz ludobójstwie na obywatelach II Rzeczypospolitej na terenach Wołynia i Małopolski Wschodniej”. Jak się ma kontrowersyjna nazwa „Małopolska Wschodnia” do 1950 roku – bliżej nie wiadomo. Przypomnę, że ten niemający podstaw historycznych termin wprowadzono w dwudziestoleciu międzywojennym bynajmniej nie tylko po to, by odciąć się od „terminu zaborcy” czyli Galicji, ale przede wszystkim po to, by nawet w nazwie zaznaczyć polskość tych ziem. Biuro Analiz Sejmowych w opinii z 7 listopada 2016 r. stwierdziło, że wniesiona nowelizacja „nie rodzi zastrzeżeń merytorycznych” i „w pełni zasługuje na aprobatę”, uchylając zastrzeżenia poczynione przez Prokuraturę Generalną (w szczególności trudności z definicją prawną pojęcia „ukraiński nacjonalista” oraz ramy czasowe 1925–1950). Na posiedzeniu komisji sejmowej, które odbyło się następnego dnia i na które powołano ekspertów: prof. Włodzimierza Osadczego, prof. Czesława Partacza oraz dr. Wojciecha Muszyńskiego uznano za bezpodstawne zastrzeżenia zgłoszone przez posła PO Marcina Święcickiego. Jeden z inicjatorów nowelizacji, poseł Kukiz ’15 Tomasz Rzymkowski, określił jasno cel: „penalizujemy pojęcie „kłamstwa wołyńskiego”. Nie pozostawił też złudzeń, że penalizacja ta stanie się narzędziem walki politycznej: „często wypowiedzi publiczne, między innymi pana posła [tu chodziło o Marcina Święcickiego – podważają fakt ludobójstwa na Wołyniu i temu między innymi ma służyć ta ustawa, aby te i inne bzdury nie były powtarzane w polskiej przestrzeni publicznej”. Dlatego uważam, że nie ma racji prof. Andrzej Friszke, twierdząc – w oparciu o streszczenie innego posiedzenia komisji – że „ustawę uchwalono, by mieć narzędzie uderzenia w Grossa i podobnymi tematami się zajmujących”. Chodziło nie o Jana Tomasza Grossa. I nie o Wołodymyra Wiatrowycza. Chodziło o wszystkich myślących inaczej, niż nakazuje martyrologiczna wizja dziejów. Można by mnożyć przykłady wypowiedzi, które w świetle ustawy będą podlegać penalizacji. Ścigani mogą być nie tylko publicyści (o czym pisał Zbigniew Nosowski). Ścigane z urzędu czy na podstawie doniesienia organizacji pozarządowej mogą być także osoby – świadkowie historii nagrywani w ramach licznych projektów historii mówionej, jeśli ośmielą się wspomnieć, że byli ofiarami przemocy z rąk Polaków. Od tej pory takie upublicznione nagrania (np. Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie, Instytutu Yad Vashem, czy mniej znane, ale na bieżąco uzupełniane kolekcje ukraińskie) będą mogły stać się przedmiotem śledztwa. Ofiara raz jeszcze będzie przechodziła piekło. Właśnie popełniam przestępstwo Na posiedzeniu w listopadzie 2016 r. poseł Tomasz Rzymkowski stwierdził także, że „zamordowanych zostało ponad 160 tysięcy naszych rodaków w wyjątkowo brutalny sposób. Zamordowani oni zostali przez przedstawicieli narodu ukraińskiego […] Wszystkie inne zbrodnie dokonane na narodzie polskim nie miały takiej skali, jak ta dokonana na ludności Wołynia, Małopolski Wschodniej i części województw mieszczących się na terenie dzisiejszych województw lubelskiego i podkarpackiego”. Wypowiedź ta – nawet jeśli zapomnieć na chwilę o uwłaczającym sformułowaniu o dopuszczających się masowych mordów „przedstawicielach narodu ukraińskiego” – nie ma nic wspólnego z wiedzą historyczną: zarówno jeśli chodzi o skalę popełnionych zbrodni, jak i proporcje (wszak według posła Rzymkowskiego wszystkie inne zbrodnie – czyli nazistowskie i komunistyczne – ustępują wobec zbrodni wołyńskiej). Jednak za to właśnie zdanie – w świetle uchwalonej ustawy – można pociągnąć mnie do odpowiedzialności karnej. Dlaczego? Po pierwsze, wypowiedź moja nie jest działalnością naukową, lecz publiczną; po drugie zaś „zaprzecza ustalonym faktom” (proszę bardzo, oto gotowy materiał na donos). Kto będzie decydował o tym, jakie fakty są ustalone i czy wypowiedź pozostaje z nimi w sprzeczności? Eksperci? Przez kogo powoływani? Ekspert powołany przez posła Tomasza Rzymkowskiego, prof. Włodzimierz Osadczy, w trakcie posiedzenia komisji stwierdził: „Obecnie na Ukrainie szerzy się ideologia nacjonalizmu i staje się obowiązującą ideologią państwową. […] Edukacja w duchu banderowskim na Ukrainie trwa od przedszkola do lektur naukowych”. Zaprzeczam temu z całą stanowczością. Czy i za to zostanę pociągnięta do odpowiedzialności karnej? Ukrainiec ≠ nacjonalista Przejdźmy jednak od wymiaru indywidualnego do zbiorowego. Od półtora roku narasta wobec ukraińskiej mniejszości w Polsce agresja słowna, którą można by porównać z nagłym wybuchem antysemickich wypowiedzi w ubiegłym tygodniu. Zrównanie zbrodni nacjonalistów ze zbrodniami nazistowskimi czy komunistycznymi – co uczyniono w ustawie – zwiększy, a nie zmniejszy skalę agresji. Znak równości między słowami Ukrainiec i nacjonalista w publicznych wypowiedziach stał się nagminny. Jaki będzie skutek? W szybkim tempie doprowadzimy do stygmatyzacji nie tylko obywateli polskich pochodzenia ukraińskiego, którzy do dziś żyją z traumą zbrodni komunistycznej, jaką była Akcja Wisła. Teraz – jeśli tylko ośmielą się o niej mówić – zaraz się okaże, że „pomniejszają zbrodnie ukraińskich nacjonalistów”, że „relatywizują”. To przecież powszechna praktyka nie tylko na forach internetowych, ale i w publicznych wypowiedziach niektórych polityków. Teraz ci, pożal się Boże, „tropiciele banderyzmu” dostali poręczne narzędzie. Cóż, ukraińska mniejszość w Polsce jest słaba i bardzo nieliczna. Nieliczna i słaba wskutek represyjnej i asymilacyjnej polityki władz komunistycznych wobec Ukraińców. Nieliczna i milkliwa także wskutek „gęby banderyzmu”, przyprawianej konsekwentnie przez całe powojenne pięćdziesięciolecie. Jedni woleli opuścić kraj, inni woleli się nie wyróżniać. Efekt jest taki, że obywateli polskich ukraińskiego pochodzenia jest w naszym kraju nieco ponad 30 tysięcy. A co z ukraińskimi „uchodźcami” – tym milionem czy dwoma, jak twierdzą urzędujący politycy? (żarty na bok: z oficjalnych danych statystycznych wynika, że migrantów jest kilkaset tysięcy, a status uchodźcy uzyskało zaledwie kilkadziesiąt osób). Oni także będą woleli się nie wyróżniać, tym bardziej, że ich status jest inny niż obywateli polskich. Zawsze jednak mogą zagłosować nogami. Ci bardziej wykształceni czy po prostu bardziej mobilni wybiorą inny kraj. „Niech jadą!” – takie głosy padają coraz częściej. Może skorzystają z tej „dobrej rady”, by tak to eufemistycznie ująć. Wrócą na Ukrainę. Tyle że z nową polską traumą. Czy naprawdę na tym nam zależy? Ludzie dialogu do narożnika Co przyjęcie znowelizowanej ustawy będzie oznaczać dla relacji polsko-ukraińskich? Przede wszystkim kolejne ochłodzenie, choć raczej nie zostaną podjęte kroki analogiczne do tych, jakie poczyniono w Izraelu. Ukraińscy politycy, prezydent i minister spraw zagranicznych studzą emocje. Zamiast to docenić, po stronie polskiej stonowane oświadczenie MSZ Ukrainy oraz wypowiedź prezydenta Poroszenki poczytuje się za słabość. Dlaczego? Zapewne polscy politycy uważają, że Ukraina – tocząca wojnę z Rosją – będzie zmuszona do ustępstw (nota bene, Ukraińców, którzy przypominają o sytuacji swego kraju, strofuje się: „przestańcie się obnosić ze swoją martyrologią!”). Niektórzy twierdzą butnie, że to Ukraina bardziej potrzebuje Polski, niż Polska Ukrainy (jak ostatnio się okazało, Izrael też bardziej potrzebuje Polski). Co to ma wspólnego z partnerstwem strategicznym? Może mi ktoś wytłumaczy, bo ja nie wiem. Na Ukrainie również coraz częściej te stonowane oświadczenia poczytuje się nie za zaletę, a za słabość. Coraz głośniejsi są ci, którzy nawołują do ostrej odpowiedzi. Paradoksem jest, że przyjęcie tej ustawy, jak też ubiegłoroczne wypowiedzi ministra Witolda Waszczykowskiego i prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, prawdopodobnie w końcu doprowadzą do efektu kumulacji. Wzmocnią nacjonalistów, a ludzi dialogu zepchną w narożnik. Ale w Polsce znowu będzie się twierdzić, że wszystkiemu są winni ukraińscy nacjonaliści. Bo źdźbło w oku bliźniego łatwiej dostrzec niż belkę we własnym. Jeśli zaś chodzi o wymiar historyczny czy kwestię upamiętnienia ofiar, to również ustawa nie przyniesie niczego dobrego. Nastąpi zamrożenie dialogu historyków, bo kto będzie ryzykować przyjazd do Polski? Fakty będą zatem ustalane jednostronnie. Część polityków (by przywołać tylko jedną, już cytowaną wypowiedź posła Kukiz ’15), a także część historyków uważa, że fakty już zostały ustalone. Zatem każdy, kto zechce podjąć nowe badania na ten temat, stanie się potencjalnym przestępcą. Między bajki można włożyć zapis znowelizowanej ustawy (art. 55a, ust. 3), mówiący „Nie popełnia przestępstwa czynu zabronionego określonego w ust. 1 i 2, jeżeli dopuścił się tego czynu w ramach działalności artystycznej lub naukowej”. To martwy przepis. Nie tylko autor, ale i wydawca takiej książki czy artykułu narażać się będzie na długotrwałe postępowanie sądowe. Nie o wstawanie z kolan zatem chodzi, lecz o pełzającą cenzurę – najpierw dotyczącą jednej kwestii, co do której panuje ogólna zgoda (nie dla „polskich obozów śmierci”), potem następnej, w której właśnie zapanowała ogólnonarodowa zgoda (zbrodnia wołyńska jako ludobójstwo). Ani się nie obejrzymy, jak nie będzie wolno podważyć przewodniej roli partii. PS. Jestem profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, profesorem i członkiem Rady Naukowej Instytutu Slawistyki PAN oraz członkiem Polskiego PEN Clubu. Wymienione instytucje macierzyste nie ponoszą jednak odpowiedzialności za moje słowa – i wnoszę o niepociąganie ich do odpowiedzialności karnej. Ola (Aleksandra) Hnatiuk – ukrainistka, tłumaczka, doktor habilitowany nauk humanistycznych, profesor nadzwyczajny w Instytucie Slawistyki PAN, profesor nadzwyczajny w Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego. W latach 2006–2010 radca Ambasady RP w Kijowie. Autorka wielu książek, “Pożegnanie z imperium. Ukraińskie dyskusje o tożsamości”, “Odwaga i strach” (opowieść o losach lwowskiej inteligencji podczas II wojny światowej).
KTO SIEJE WIATR ZBIERA BURZĘ: najświeższe informacje, zdjęcia, video o KTO SIEJE WIATR ZBIERA BURZĘ; Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę Blog Kto sieje wiatr, zbiera burzę Moja znajoma po wieczornej kłótni z mężem przyszła następnego dnia do pracy spóźniona i rozdrażniona. Potem było już tylko gorzej. Klienci, których obsługiwała byli tego dnia wyjątkowo nieuprzejmi i roszczeniowi, a na koniec wylądowała na dywaniku u szefa, który skrytykował jej metody pracy. Wracała do domu smutna, zła i tak wyczerpana; szła ze spuszczona głową i nie zauważyła pędzącego samochodu, który oblał ja woda z z nas zdarzają się przykre rzeczy, ale dlaczego tak się dzieje, że często „nieszczęścia chodzą parami” a jeszcze częściej działa jakieś tajemnicze prawo serii niefortunnych zdarzeń”? Czy jest to tylko zbieg okoliczności, czy sami tworzymy negatywną rzeczywistość?Myśli zawsze są połączone z emocjami. Czy jeśli powiemy sobie:” mam zły dzień i nic mi się nie udaje” to jest to tylko myśl, czy samospełniająca się przepowiednia?Jeżeli jesteśmy źli lub poirytowani, inni (często podświadomie) reagują na nasze emocje i „odpłacają” tym samym. „Kto sieje wiatr, zbiera burzę”. W jednym z moich ulubionych filmów „Dzień świstaka”, główny bohater utknął w pętli czasu. Topiąc smutki w alkoholu pyta poznanych przy barze mężczyzn:– Czy zdarzyło wam się kiedyś przeżywać w kółko ten sam dzień?– Właśnie tak wygląda nasz życie – na temat świata i nas samych często są pułapką, która powoduje, że tkwimy w określonej sytuacji nawet wtedy, kiedy rzeczywistość nas uwiera; trzymamy się kurczowo starych schematów, utartych ścieżek ; na przykład tej samej pracy, mimo, że szczerze jej nie znosimy (gdzie ja teraz znajdę lepszą, jest kryzys, mam swoje lata i kto mnie teraz zechce) nie dopuszczając nawet do siebie myśli, że zasługujemy na coś taka przypowieść o żeglarzu, który w czasie sztormu wypadł za burtę i cała noc spędził trzymając się kurczowo swojej łodzi. Deszcz siekał go w twarz, wiatr rozwiewał włosy, a zimna woda doprowadziła go do skrajnego wyziębienia. Trząsł się nie tylko z zimna ale i ze strachu, bo bał się, że zaatakują go rekiny. Kiedy wzeszło słońce, zauważył, że jego łódź przydryfowała do brzegu i przez cały czas znajdował się kilka metrów od suchego często desperacko trzymamy się dawnego życia, nawet jeśli ono mocna daje się nam się we znaki? Skupiając się na walce o „przetrwanie” i sparaliżowani strachem nie dostrzegamy, że nowa rzeczywistość jest tuż obok, w zasięgu ręki. Kiedy walczymy z życiem, ono walczy z nami. Dawno temu nie mogłam nauczyć się pływać. Słowa mojego instruktora zapadły mi w pamięć. – „Zamiast walczyć z tą wodą, spróbuj się jej poddać” i bardzo szybko się nauczyłam. Zawsze przypominam sobie to zdanie, kiedy wydaje się, że okoliczności „sprzysięgły się przeciwko mnie”.Kiedy „odpuszczam” i przestaję nerwowo pociągać za sznurki poplątanego kłębka, sprawy, jak za dotknięciem magii ”same” zaczynają się układać, ukazując swój ukryty (pod powierzchnią zdarzeń) sens. Kto sieje wiatr ten zbiera burzę Moderatorzy: Jockey, merss. Strona 3 z 8 [ Posty: 111 ] Przejdź na stron W miastach Warmii i Mazur od kilku dni trwają protesty przeciwko decyzji Trybunału Konstytucyjnego, iż aborcja eugeniczna jest niezgodna z Konstytucją. Towarzyszą im wulgarne okrzyki i plakaty: "Wypier..." i "Jeb... PiS". Na kościele Bogarodzicy Dziewicy Matki na olsztyńskich Jarotach ktoś namalował napis „J#b** PiS!”. Podczas niedzielnego marszu wokół olsztyńskiej katedry była próba wtargnięcia na Mszę. Protestujący w Iławie pod wodzą posłanki Moniki Falej atakowali kościół w Iławie wydzierając się: "Jebab.. PiS!". Działacze Konfederacji utworzyli łańcuch broniąc dostęp do kościoła. Posłanka Falej zgłosiła, że jeden z mężczyzn "naruszył jej cielesność". Znicze zapłonęły pod siedzibą bura poselskiego posła Jerzego Małeckiego w Piszu. Ułożono przy nich napisy: „MACIE KREW NA RĘKACH”, „PiS off” oraz tekst: „Zakaz aborcji nie jest ochroną życia. Ochroną życia jest: pomaganie matkom, niepełnosprawnym, ubogim rodzinom, chorym i umierającym oraz innym potrzebującym”.W reakcji grupa osób odmawiała różaniec oraz ustawiła napis: ZAPAL LAMPKĘ OFIAROM ABORCJI i rysunkiem serca z płodem w pod swoją siedzibą poseł Jerzy Małecki skomentował na swoim fb:„Dzisiaj wieczorem aktyw partyjny Platformy Obywatelskiej zapalił pod moim biurem znicze, aby uczcić pamięć abortowanych dzieci. Ten ważny gest budzi mój głęboki szacunek. Kilkadziesiąt lat zabijania najmniejszych z nas odchodzi w przeszłość, a dokonane zbrodnie zasługują na stosowne upamiętnienie. Dziękuję młodym ludziom za wrażliwość wyrażaną hasłami, których logiczność i kulturalna polszczyzna od lat budzą respekt w debacie publicznej. Dziękuję piskiej Policji za zapewnienie porządku w tym trudnym czasie, a uczestnikom zgromadzenia za brak incydentów i zdyscyplinowaną reakcję na komunikaty funkcjonariuszy o konieczności zachowania dystansu. Dziękuję firmującemu tej inicjatywie panu Mariusz Trupacz - szefowi swojego kolejnego ugrupowania, który ponownie wykazał się sprawną organizację tego typu ważnych lokalnych Jest to przykład współpracy , gdy razem możemy powalczyć o lepszy los dzieci nienarodzonych./dziekuję za inspiracje Tomasz Rzymkowski/.Dodajmy, że poseł Jerzy Małecki był jednym z sygnatariuszy wniosku do TK o zbadanie, czy ustawa dopuszczająca aborcję eugeniczną jest zgodna z Konstytucją. Niedawno został zawieszony w prawach członka klubu parlamentarnego PiS z powodu głosowania przeciw noweli ustawy o ochronie Trupacz organizator protestu odpisał posłowi:Panowie świetne poczucie humoru. Róbcie jak uważacie. To, że macie swoje zdanie rozumiem. Uszanujcie jednak zdanie i stanowisko innych nie zakłamując rzeczywistosci. Przekladanie tabliczek z napisami swiadczacych o waszej racji nijak sie miało do się kogo chcecie oszukać. Ludzie uszanowali wasze zdanie, nie przeszkadzali wam w odmawianiu różanca tylko po co te kłamstwa i pokazywanie rzekomego waszego poparcia w ilosci zapalonych zniczy. Śmieszne to i żenujące. Dobrze że są filmiki i profilu posła wywiązała się polemika pomiędzy uczestnikami protestu oraz różańca. Oto próbka:Piotr OlszakTak było! Mariusz Trupacz wyraził zrozumienie i zapalił znicz. To piękne że troska o dzieci z zespołem Downa ( bo takie były najczęściej abortowane) potrafi połączyć ponad podziałami!Magda RogińskaJak można tak kłamać. DOSTAWIENIE swojej tabliczki nie zmieni celu w jakim te znicze zostały postawione dzisiaj przez tyle kobiet i wspierających je mężczyzn…Wpisom towarzyszyły zdjęcia:KTO SIEJE WIATR, ZBIERA BURZĘ (Komentarz)Co pozytywnie zaskakuje, to kulturalna forma protestu i sporu w miastach Warmii i Mazur. Ani jedno wulgarne słowo nie padło. Pisz, Iława, Ostróda, Elbląg i Olsztyn, pod tym względem, to wyjątek. W całym kraju, począwszy od Warszawy jesteśmy świadkami agresji i wulgarności, demonstranci niosą olbrzymie bannery i skandują ich treść: „WYPIER….” i Jeb.. PiS”. Tłum jest agresywny, nakręcany przez lewicowe aktywistki i posłanki, na policjantów lecą kamienie. W niedzielę celem ataków mają być kościoły. Na kolejne dni zapowiadane są kolejne formy protestu, włącznie z korkowaniem autami że aborcja eugeniczna nie powinna być dopuszczalna w cywilizowanym państwie. Wszystkie poprzednie składy TK z prof. Andrzejem Zollem i prof. Andrzejem Rzeplińskim, jako przewodniczącymi, zawsze opowiadały się za ochroną nienarodzonego dziecka. (ten ostatni w wywiadzie dla Wyborczej w 2016 roku powiedział: „Nieważne, jak byśmy próbowali to elegancko nazwać, aborcja jest zabójstwem".Jednocześnie podzielam opinię Pawła Trudnowskiego, prezes Klubu Jagielońskiego o słabej legitymizacji ostatniej decyzji TK. „Rządzący powinni byli pochylić się nad oddolnymi inicjatywami, które zakazywały aborcji eugenicznej. Gdyby taki projekt przeszedł przez Sejm i Senat, został podpisany przez Prezydenta, a później ewentualnie został skierowany do Trybunału, który potwierdziłby konstytucyjność zmiany – druga strona sporu po prostu nie miałaby argumentów. Decyzja musiałaby zostać przez nią zaakceptowana. Teraz mamy do czynienia z zupełnie inną, bardzo niestabilną sytuacją” – podsumował prezes Klubu Jagiellońskiego, który jak i ja obawia się mści się sposób w jaki uchwalono nowelę ustawy o ochronie zwierząt. Napisana „na kolanie” przez młodzieżówkę PiS-u, nie była w ogóle skonsultowana z ekspertami, reprezentacją rolników a nawet z ministrem rolnictwa! Została przeprowadzona przez Sejm błyskawicznie, przy pomocy totalnej opozycji, której tym razem ten tryb nie demokratycznym państwie miejscem właściwym do rozstrzygnięcia takich sporów jest parlament. Posłowie powinni więc, zamiast wyprowadzać ludzi na ulicę w okresie epidemii, domagać się natychmiastowego uruchomienia procedury legislacyjnej, która ma wypracować nową ustawę o ochronie życia z uwzględnieniem kompromisu, o którym mówi poseł Bolesław Piecha i poseł Artur Dziambor, dopuszczającego aborcję, gdy uszkodzenie płodu nie budzi żadnych wątpliwości i jest ciężkie (przysłowiowe dziecko bez mózgu).Jest dla mnie aż nadto oczywiste, że posłowie totalnej opozycji, która od 2014 roku nie jest w stanie wygrać żadnych demokratycznych wyborów, odebrali ten wybuch społeczny po wyroku TK, jak wystrzał Aurory, który wreszcie może doprowadzić do obalenia legalnej władzy. Tym bardziej że lada dzień znów z traktorami na drogi wyjadą rolnicy, demonstrują też antycovidowcy. W efekcie epidemia rozszaleje się na dobre, tak jak w Hiszpanii, po demonstracjach feministek. Może to w sumie przekroczyć masę krytyczną i doprowadzić do rewolucji z ofiarami w ludziach i zniszczeniami mienia na dużą sieje wiatr, zbiera burzę. Zapłacimy SochaPS. Pisałem ten komentarz przed wiedzą o marszu protestu wokół olsztyńskiej bazyliki, w niedzielę w godzinach W marszu wzięły udział dziesiątki młodych ludzi, głównie kobiet. Zgromadzeni nieśli hasła, np: "Moje ciało, mój wybór", "Kim jesteście żeby skazywać nas na piekło?" czy też "Życie jest sztuką wyboru. Czym jest bez niego"? oraz plakaty z rysunkiem ukrzyżowanej kobiety w filmów na i nie widać polityków, czy aktywistów KOD-u. Natomiast w relacji redakcji czytamy, że : "Wśród demonstrantów można było zobaczyć działaczy (a nawet posłów PO), np. K. Lenkiwcza i P. Papke". (Chyba chodzi o Konrada Lenkiewicza? - przypis Na zdjęciu na widać posła PO Pawła Papke i posłankę Monikę Falej z partii Razem). Z filmów i zdjęć nie wynika, iż miała miejsce próba wtargnięcia do katedry, jak np w Poznaniu, gdzie protestujący wtargnęli do katedry podczas Mszy, przerywając ją. Natomiast twierdzi, iż to dzięki temu, że wejścia do katedry pilnowała policja i wierni. Rozmawiałem z jednym z pilnujących drzwi katedry. Oto co mi opowiedział: - W marszu uczestniczyło około 500 osób, w tym ok. 20-30 z Antify z Warszawy, był z nimi specjalista od gier ulicznych. Do katedry usiłowały wejść dwie kobiety w wieku ok. 28 lat i mężczyzna w wieku ok. 25 lat z transparentem. Ten transparent mu wyrwaliśmy. Mężczyzna stanął na wysokości chóru odwrócony plecami do ołtarza. Proboszcz Andrzej Lesiński poprosił go o opuszczenie katedry i przy naszej pomocy opuścił on katedrę. Kobiety weszły z rozłożonymi parasolkami, ale zostały wyprowadzone. Policja spisała te osoby. Olsztyńskiej policja potwierdza portalowi przyjęcie zgłoszenia o próbie wtargnięcia do katedry 39-letniej kobiety, uczestniczki marszu:W niedzielę olsztyńscy policjanci interweniowali w stosunku do kilkunastu uczestników marszu, przy czym kilkunastokrotnie zwracali oni uwagę osobom przebywającym w rejonie Starego Miasta i ul. Dąbrowszczaków w Olsztynie. Funkcjonariusze wielokrotnie informowali uczestników marszu że jest to niezgodne z obowiązującymi przepisami, stanowi zagrożenie ze względu na stan epidemii i wzywali do rozejścia się. Funkcjonariusze wylegitymowali 12 osób. Łącznie policjanci sporządzili 5 wniosków o ukaranie do sądu, które dotyczą udziału w nielegalnym zgromadzeniu oraz zakłóceniu porządku publicznego. Policjanci wielokrotnie uprzedzali pozostałych uczestników marszu o konsekwencjach oraz odpowiedzialności karnej z którą mogą się spotkać w przypadku naruszenia obowiązującego prawa w przypadku zakłócenia przebiegu interweniowali wobec 39-latki, która wg zgłoszenia chciała przeszkodzić w mszy, natomiast po uprzedzeniu jej o odpowiedzialności karnej osoba ta opuściła kościół. Funkcjonariusze z interwencji sporządzili stosowną dokumentację. Policjanci będą prowadzić czynności sprawdzające w tej sprawie mające na celu wyjaśnienie, czy doszło do popełnienia przestępstwa z art. 195 Rafał ProkopczykZ kolei na portalu umieszczono film, z którego wynika że drzwi katedry pilnowali przedstawiciele Olsztyńskiego Męskiego Różańca Świętego oraz radny wojewódzki Prawa i Sprawiedliwości, komendant wojewódzki OHP, pełnomocnik wojewody d. społeczeństwa obywatelskiego i szef Komitetu Miejskiego PiS w Olsztynie Dariusz Rudnik. Gdy mijająca go kobieta krzyczała „chcemy zdrowia, nie zdrowasiek” Rudnik i towarzyszący mu mężczyźni krzyczeli „Hitlerjugend”. Radny wdał się również w dyskusję z manifestującymi kobietami, mówiąc że "Wasze zdanie nas nie interesuje", "Jak nie chcesz mieć dzieci, to nie musisz. Nie jesteś wiatropylna", z kolei do jednego z mężczyzn stojących przy wejściu do kościoła powiedział: "Nie dyskutuj z nimi, bo mają wyprany mózg". Na filmie na zarejestrowano jedno wulgarne hasło podczas marszu ( je pominęła) :Za to ofiarą aktu wandalizmu padł Kościół Bogarodzicy Dziewicy Matki na olsztyńskich Jarotach. Nieznani sprawcy namalowali wulgarne hasło na ścianie obok drzwi wejściowych kościoła. Podobne hasła i akty wandalizmu przejawiały się w innych miastach, Krakowie czy Warszawie. Wandale napisali na ścianie kościoła „J#b** PiS!”. Parafia zawiadomiła policję. Napis został już usunięty. .